czwartek, 28 marca 2013

9.

Było koło godziny 22:30, Calletti dalej nie wrócił z Valdebebas a ja siedziałam w salonie, w szlafroku, z kubkiem gorącego kakao w ręce oglądając jakiś denny serial. Nie wiedziałam nawet o czym on jest, głowę zaprzątały mi inne myśli. Gdzie jest Jose? Czy dalej z Alvaro gadają z trenerem? Czy nic im nie jest? Czy tym chłopakom z Barcelony nic się nie stało? Przeczuwałam, że stało się coś złego...Dochodziła 23:30 kiedy usłyszałam dźwięk otwieranego zamka i brata, który myślał, że śpię, bo pocichutku zdjął buty i na paluszkach przemknął przez korytarz. Kiedy zobaczył mnie siedzącą na kanapie totalnie go wryło.
-Czemu jeszcze nie śpisz?-mruknął.
-Boże Jose, co ty masz pod okiem?-przeraziłam się.
-Siniak, wielkie mi coś.
-Boże Jose... Co się działo? Gdzie byłeś tyle czasu?
-Rozmawiałem z trenerem razem z Alvaro.
-I co?-zapytałam zaciekawiona.
-Nic.
-Jak to nic? Co wam zrobił?
-Nic.
-Przecież na pewno was jakoś ukarał?
-Nie.
-Jose?!-zdenerwowałam się.
-Jezus, co?
-Możesz ze mną porozmawiać?
-Nie- mówiąc to odwrócił się i ruszył w stronę swojego pokoju.
-To może chociaż przyłożysz lód pod oko, co?
-Nic mi nie jest. Kocham cię siostrzyczko.
-Nie, wcale-powiedziałam cicho.
Nie miałam zamiaru ani siły się z nim użerać, miałam dosyć problemów i wrażeń na dzisiejszy dzień. Odniosłam szybko kubek do kuchni i poszłam do pokoju. Nie minęła minuta jak zapadłam w głęboki sen.
 
                                                                            ***

Wstałam chwilkę później niż zwykle, ale chyba musiałam odespać cały wczorajszy dziwny dzień. Czasami mam wrażenie, że moje życie to jakiś film. Naprawdę...
Od razu wzięłam prysznic i ogarnęłam całą siebie. Do czarnych rurek do kostek ubrałam łososiową koszulę na ramiączkach i czarną marynarkę. Zeszłam na dół zrobić śniadanie i kawy. Rozglądnęłam się po domu, bo Calletti już powinien jeść, a w domu było cicho, bardzo cicho. Weszłam do salonu, ale tam też go nie było. Szybkim krokiem weszłam do sypialni. Cały pokój był czyściutki, łóżko pościelone. Co się dzieje? Gdzie jest mój brat? Zjadłam jajecznicę, w rękę chwyciłam jak zwykle kubek termiczny z kawą, ubrałam łososiowe, wysokie szpilki i wyszłam przed dom.  Auto brata stało przed domem, co jeszcze bardziej mnie zdziwiło. Chciałam żeby ktoś mi to wszystko wytłumaczył, ale nie miałam już więcej czasu na myślenie nad tą sprawą, bo musiałam ruszać do Valdebebas. Wsiadłam w moje Audi, położyłam ręce na kierownicy i miałam ochotę się rozpłakać. Czemu nigdy o niczym nie wiem? Czemu moje życie składa sie z ciągłego lęku co czeka mnie za bramą mojego domu? Wzięłam się w garść i odpaliłam auto, włączając radio najgłośniej jak mogłam, dojechałam pod miasteczko sportowe.

                                                                            ***

W spokoju szłam do wejścia, kiedy w drzwiach usłyszałam głos Alvaro.
-Hej hej, poczekaj!-zawołał.
Popatrzyłam na niego i od razu odwróciłam się idąc dalej.
-Laura, proszę, zajmę ci tylko minutkę.
-W takim razie streszczaj się bo nie będę dłużej czekać-warknęłam.
-Chcę z tobą porozmawiać
-Widzę. Czego chcesz?
-Wczoraj nie dokończyliśmy naszej rozmowy, bo...
-No właśnie..BO?
-No..wiesz...ta cała bójka...
-Wystarczy, nie chcę tego słuchać-odwróciłam się
-Ale czekaj, nie skończyłem!-krzyknął za mną
-"Minutka" minęła!-powiedziałam i skierowałam się w stronę swojego kantorka.

Alvaro westchnął tylko i zrezygnowany opuścił ręce kiedy zobaczył, że Messi go obserwuje.
-Co sie gapisz konusie?
Messi nie odpowiedział, ruszył tylko ramionami i obydwoje rozeszli się do swoich szatni.

Weszłam na murawę i usiadłam na ławce. Wśród tłumu zawodników Realu i Barcelony próbowałam gdzieś znaleźć brata ale nie mogłam. Nie było go tu. Chciałam kogoś zapytać ale wszyscy byli zajęci a nie mogłam im przeszkadzać. Po dłuższym zastanowieniu zauważyłam, że Arbeloa także nie trenuje z resztą zespołu. Matko boska, w mojej głowie już układały sie przeróżne historię,co mogło się stać. Tak bardzo się niecierpliwiłam.
Trening w dziwnym spokoju i ciszy dobiegł końca ale wszyscy piłkarze od razu skierowali się w stronę szatni. Po prostu mi uciekli. Siedziałam na tej ławce i myślałam. Chciałam tutaj zostać na zawsze, nigdzie się nie ruszać. Słońce przyświecało mi prosto w twarz a włosy czochrał mi delikatny, ciepły wiaterek.
-Laura!-zawołał Mourinho.
-Tak?-zapytałam zdziwiona. Czegóż mógł ode mnie dzisiaj chcieć?
-Jak się czujesz?
-Dziękuje, dobrze a trener?
-W porządku, dzięki. Jak po tej sytuacji z Jose?
-Średnio, wrócił wczoraj bardzo zły i zmęczony, od razu położył się spać.
-Hm, chyba źle się zrozumieliśmy. Mówię o wypożyczeniu.
-Co? Jakim wypożyczeniu?-moje oczy zrobiły się wielkie.
-To..ty nic nie wiesz? Nic ci nie powiedział?
-Nie-opowiedziałam cicho, czując, że zaraz sie rozpłacze.
-Zasługujesz na to żeby wiedzieć, więc... Uznaliśmy, że będzie lepiej jak wyjedzie.
-Co? Wyjedzie? gdzie?-krzyknęłam
-Wypożyczyliśmy go z powrotem do Espanyola na pół roku.
-Do Espanyola? ale dlaczego? nic nie rozumiem...-powiedziałam, a po policzku spłynęła mi pierwsza łza. Nigdy nie sądziłam, że mój świat może zawalić się w jednej sekundzie-z powody tej głupiej bójki?-dokończyłam.
-To nie była głupia bójka, oj Laura. Z tego powodu też, żaden z moich graczy nie będzie robił takich rzeczy, tutaj, na moim terenie!
-W takim razie co robi tutaj Arbeloa?! Gdzie on jest?!-krzyknęłam
-Dzisiaj trenuje na siłowni.
Już nie mogłam. Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się jak małe dziecko.
-Laura, tak będzie lepiej. Przecież będziecie mogli się odwiedzać. Tylko pół roku. Tutaj nie szło mu ostatnio najlepiej, musisz zrozumieć.
-Nie, właśnie nie rozumiem!-wydarłam się tak, że chłopcy w szatni pewnie mnie słyszeli.
-Przykro mi-tymi słowami zakończył naszą rozmowę.
Wściekła nie wiedziałam co robić. Szybkim krokiem, prawie biegiem, zmierzałam w stronę siłowni. Musiałam znaleźć Alvaro.
Weszłam do środka gdzie zobaczyłam dobrze bawiącego się Arbeloę w ramionach jakiejś kobiety. Świetnie im wychodziło namiętne całowanie się, w bieliźnie, na bieżni.
-O Boże, nie-powiedziałam zostawiając otwartą z wrażenia buzię.
-Laura?-powiedział zaskoczony Alvaro.
Odwróciłam się i wyszłam z siłowni. Stanęłam za drzwiami i oparłam się o ścianę. Szybko oddychając, pochyliłam się i oparłam ręce na kolanach. Chwilę później wyszedł Alvaro w samych spodenkach.
-Laura, to nie tak
-Zamknij się Alvaro-syknęłam- i ty chcesz ze mną jeszcze rozmawiać?
-Prosze, daj mi się wytłumaczyć.
-Kto to jest?
-Kto?-spytał
-Ta kobieta. Nie rób z siebie idioty!-krzyknęłam.
-Laura, posłuchaj..
-Przestań w końcu powtarzać ten swój wierszyk "wysłuchaj mnie, daj mi chwilę". Nie zmieniaj tematu. Co to za dziwka? Hm?
Alvaro milczał.
-No pytam sie!- krzyknęłam
W tej samej chwili z siłowni wyszła kochanka Arbeloi.
-Jestem dziewczyną Cesca.
-Wynoś się!-krzyknęłam.
Dziewczyna zabrała swoje rzeczy i poszła.
-Puszczasz się z dziewczyną faceta z którym wczoraj się biłeś? Naprawdę? Taki jest twój poziom?-powiedziałam przez łzy. Świetnie, myślałam, że jeszcze jakoś naprawimy nasze relacje ale nie. Z tobą się nie da, przykro mi.
-Laura, nie mów tak, słoneczko.
-Nie nazywaj mnie tak!-krzyknęłam odpychając go od siebie.
-Proszę cię. Daj mi ostatnią szansę.
-Tobie? Nie, rozumiesz? Nie! Przez ciebie Jose wyjechał, słyszysz? Przez ciebie! Wszystko jest twoja winą, nienawidzę cię!-odwróciłam się i pobiegłam w stronę swojej szatni.
W ogóle nie patrzyłam co dzieje się wokół mnie co skutkowało tym, że w kogoś wpadłam. Podniosłam głowę do góry i ujrzałam Cristiano. Tylko tego jeszcze brakowało.
-Laura? Coś się stało?-powiedział zmartwiony.
Nic nie powiedziałam tylko rozpłakałam się jeszcze bardziej. Nawet nie próbował pytać jeszcze raz, po prostu zbliżył się i mocno mnie przytulił.
-Chcesz porozmawiać?-zapytał
-Jose wyjechał-powiedziałam-wiesz? wszystko co miałam, mnie opuściło.-powiedziałam ocierając policzki z łez.
-Nie mów tak, masz tutaj przyjaciół.
-Ale to jest mój brat. A teraz go tutaj nie ma. Przy mnie. Zawsze mi pomagał, wspierał mnie. Jak ma to robić na odległość? Kto go zastąpi, no powiedz mi, kto?
-Ja-powiedział łagodnie się uśmiechając. Chwycił moją twarz w swoje dłonie.-popatrz na mnie mała, masz conajmniej mnie i Sarę a to już coś-zaśmiałam się-Jesteś młoda, piękna, silna. Tyle już przetrwałaś i to cie nie zniszczyło, teraz też dasz sobie radę. Pomogę ci, rozumiesz?
Popatrzyłam mu głęboko w oczy, nasze twarze były tak blisko siebie. Nie wiem co mnie do tego zmusiło ale nie wahając sie ani chwili zbliżyłam swoje usta do jego i delikatnie go pocałowałam.