środa, 17 kwietnia 2013

11.

Cristiano patrzył na mnie dużymi pięknymi oczami, a ja zatracona w nich stałam jak i wpatrywałam się w nie nie odpowiadając. Kiedy już zeszłam na ziemię zorientowałam się, że właściwie on przyłapał mnie na podsłuchiwaniu o ile był tego świadomy. Zawstydzona zarumieniłam się. Opuściłam głowę w dół i ogarniając  myśli odetchnęłam. Podnosząc głowę oblizałam usta i otworzyłam je nie wiedząc co powiedzieć.
-Emmm, tutaj?-zapytałam zmieszana.
-Nie, chodź-powiedział odwracając się.
Szłam za nim, nie byłam gotowa na rozmowę z nim. Moje uczucia były mieszane, do tego w głowie ciągle miałam ten obrazek płaczącej Sary i Villi, w sposób jaki ją dotykał i jak do niej mówił....Nie wiem co o tym myśleć, nigdy nie wspominała, że kiedykolwiek miała z nim coś wspólnego. Ale teraz musiałam skupić się na Crisie, skłamię jeśli powiem, że nie byłam zdenerwowana.
Ledwo zdążałam za nim, szedł tak szybko, był taki zdenerwowany, jakiś spięty. Przeszliśmy przez sale w której odbywała się kolacja, ludzie dalej jedli, rozmawiali, było dosyć głośno. Cristiano odwrócił się i pośpieszył mnie wychodząc przez ogromne drzwi na taras z widokiem na ogromny ogród oświetlony latarniami. Oparł się o poręcz i przyszył mnie seksownym wzrokiem. Przeszedł mnie dreszcz. Niepewnie podeszłam do niego i opierając się o poręcz nie patrzyłam na niego ale na ogród.
-Jeżeli chcesz rozmawiać o tym pocałunku rano...-zaczęłam
-Daj mi coś powiedzieć-przerwał mi-muszę powiedzieć o tym swojej dziewczynie.
-Wiem, powinieneś tak zrobić, tak byłoby najwłaściwiej.
-Ale muszę ją zapewnić, że to się więcej nie powtórzy, a to, mogę jej zagwarantować tylko jeśli ty mi to potwierdzisz.
-Mam ci powiedzieć, że już nigdy tego nie spróbuję zrobić, dobrze rozumiem?-zapytałam nawet na niego nie patrząc, zdecydowanie wolałam obserwować w tym momencie liście drzew lekko kołysane przez wiatr niż jego twarz. Powoli łzy napływały mi do oczu.
-Coś w tym stylu-mówiąc to było jakiś smutny. Te słowa ciężko przechodziły mu przez gardło, nie chciał tego mówić?
-Kochasz ją?-zapytałam
-A co to ma do rzeczy?-zapytał zdziwiony.
-Odpowiedz...
-Myślisz, że nie i że nasz pocałunek mógłby być powodem, żeby z tym wszystkim skończyć?
-Tak, z tą całą szopką idealnej pary showbiznesu-spojrzałam na niego a jego oczy były przepełnione złością.
-Może lepije będzie jak już pójdziesz, nie chcę powiedzieć za dużo, bo naprawdę mi na tobie zależy.
-Wiesz co, nie wysilaj się, nikomu na mnie nie zależy-mówiąc to odwróciłam się i weszłam z powrotem do sali.
Chciałam stąd wyjść, zniknąć, najlepiej na zawsze. Wyszłam z sali i szybko schodząc po schodach natknęłam się na Sarę.
-Laura, szukałam cię-powiedziała chwytając mnie za rękę. Chyba zobaczyła moje oczy i moją smutną twarz bo chwilę później zapytała co się stało.
-Nic, lepiej powiedz mi, co cię łączy z Villą?
-Mnie? z Villą?-roześmiała się-absolutnie nic, skąd taki pomysł?
-Nie kłam, widziałam waszą dwójkę, nie wyglądało to na zwykłą znajomość-powiedziałam z pretensjami.
-Laura, co? musiałaś się pomylić, naprawdę.
-Iker o tym wie?-szłam w zaparte, wiedziałam przecież, że mam rację.
-Nie ma o czym wiedzieć. Zresztą nie mam mu nic do powiedzenia-zdenerwowała się.
-A ja mam i to dużo-powiedziałam przymrużając oczy.
-Laura, co ty chcesz zrobić?
-Jak mogłaś mnie okłamać?-zapytałam przygryzając wargę, łzy same spłynęły po moich policzkach. Szybko odwróciłam się i wybiegłam z hotelu nie reagując na wołania Sary.
Biegłam przed siebie, do ogrodu który pare chwil wcześniej oglądałam z tarasy w obecności Cristiano. Nie chciałam znać Arbeloi, nie chciałam znać Crisa, nie chciałam znać Sary. Nikogo nie chciałam znać. Chciałam tylko wrócić do domu i przytulić się do mojego brata. Którego przy mnie nie ma. Nigdy mu nie wybaczę, że zostawił mnie samą z tym wszystkim. Nigdy tego nie zrozumiem.
Wbiegłam w głąb ogrodu, zobaczyłam dosyć duży staw podeszłam do brzegu i usiadłam na ławce która się tam znajdowała. Rozpięłam włosy i ściągnęłam koturny, od których już bolały mnie nogi. Zacisnęłam zęby, żeby znowu się nie rozpłakać. Byłam zła, smutna, bezsilna. Nie spodziewałam się takiej reakcji Cristiano. Wiem, że jego związek z Iriną nie jest idealny, widują się rzadko, nie jestem nawet pewna czy ona go kocha. Chciałabym, żeby to się skończyło. Ale wiem, że to na razie jest niemożliwe. Więc co mam zrobić? Zapomnieć? Uciec od tych uczuć? Które kolejny raz mnie zawodzą. Najpierw chamski dupek Arbeloa, który naprawdę mnie kocha ale za bardzo lubi ruchać, żeby zadowolić się tylko mną, potem ta nieszczęsna noc spędzona z Ramosem a teraz on. Mam dość facetów, nie wiem czy kiedykolwiek znajdę kogoś z kim byłabym w stanie stworzyć normalny, szczęśliwy związek. Czemu inni nie mają takich problemów? A może to ze mną jest coś nie tak? Może to ja przyciągam do siebie to nieszczęście?
Z moich refleksji nad życiem i nad swoja osobą wyrwał mnie szelest trawy i odgłos czyiś kroków. Przestraszona odwróciłam się i zobaczyłam Busquetsa.
-Co tu robisz?-zapytałam pociągając nosem.
-Poszedłem się przejść, miałem dość tego natłoku. A ty?
-Uciekłam.
-Przed czym?-zdziwił się
-Przed samą sobą.
-Chcesz pogadać?- w odpowiedzi wzruszyłam ramionami-chodź, pokażę ci coś.
-Co?
-No chodź, zobaczysz. Zaufaj mi-powiedział uśmiechając się.

Chwilę później znajdowałam się już w jego samochodzie pędzącym autostradą.
-Gdzie jedziemy?-dopytywałam się.
-Cierpliwości-odpowiedział unosząc kącik ust do góry.
Wiedząc, że moje pytanie nie przyniesie zamierzonego efektu odwróciłam głowę w stronę szyby i patrzyłam na wszystko za oknem, rozmazane. Tak właśnie się czułam, rozmazana. Przymknęłam oczy.
Rozbudziło mnie lekkie szturchanie Sergio
-Hej, mała, jesteśmy.
Spojrzałam na zegarek, była 23, to było jedyne pół godziny drogi, rozejrzałam się i nie miałam pojęcia gdzie jesteśmy. Sergio wysiadł, podszedł do moich drzwi i otwierając je podał mi rękę, aby pomóc mi wyjść.
-Gdzie jestem?-przestraszyłam się.
-Spokojnie, odwiozę cię do domu do jutra-zażartował mrugając okiem. Zaśmiałam się.-chodź-popędził mnie.
Szliśmy ciasnymi uliczkami, oświetlonymi przez stare, ledwo działające latarnie. Było zimno, pusto i cicho. Budynki które nas otaczały, wyglądały jak te na wzór z rancza, kolorowe, dziwne. Nagle skręcił w mały lasek, ja za nim. Jakiś czas w ciszy szlismy pod górę, nogi znowu zaczęły mnie boleć.
-Daleko jeszcze?-spytałam.
-Nie, jesteśmy na miejscu-powiedział.
Przeszliśmy przez małą polanę i znaleźliśmy się na ogromnym moście, długim, wysoko nad rzeką, który prowadził do dziwnego budynku. Usiadł na brzegu mostu i chwytając mnie za rękę pociągnął tak, żebym siedziała obok niego.
-Mam nadzieję, że nie masz lęku wysokości-zaśmiał się.
-Sergio...tu jest pięknie-powiedziałam zmieniając temat.
Rozejrzałam się dookoła, nic, sama przyroda. Ja,Sergio i most. Pod nami rzeka, nad nami bezchmurne gwiaździste niebo. Widać stąd było małą, oświetloną wioskę, którą przed chwilą spacerowaliśmy.
-Skąd znasz to miejsce?-zapytałam.
-Przyjeżdżam tutaj czasami jak chcę uciec-uśmiechnął się.
On idealnie mnie rozumiał. Znał moje potrzeby.
-Też czasem uciekasz?-spytałam.
-Każdy czasem ucieka. Przed życiem, przed samym sobą.-spojrzał mi głęboko w oczy-wiesz, życie jest czasami jak boisko, wszyscy cię kopią po nogach z nadzieją, że upadniesz. A ty wtedy musisz się podnieść.
-A co jak skręcę nogę i sama nie wstanę?
-To wstaniesz z czyjąś pomocą. Przyjaciół, chłopaka, rodziny.
-A co jeśli jestem sama? Rozumiesz, jak sie coś jebie, to cholera, ale od razu wszystko. I gdzie jest wtedy zdrowy rozsądek? Jestem sama, nikt mnie nie podniesie.
-Masz tyle siły, żeby wstać sama. Każdy upadek kształtuje twój charakter. A życie to dziwka, musisz je pierdolić.
Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się, a wiatr rozwiał mi włosy.
-Pięknie wyglądasz-powiedział a ja zawstydzona spuściłam głowę i oparłam się o jego ramię.
-Tego właśnie mi trzeba było, nie żadnych kazań, wykładów, kogoś kto mnie wysłucha, zrozumie, pomoże. Sergio idealnie wiedział co zrobić, zyskał tym moją dużą sympatię.
-Wiesz, lubię cię, nie jesteś wcale taki zły, jak to mówią-zaśmiałam się.
-Miło mi-powiedział szarmancko i zdejmując swoją marynarkę założył mi ją na ramiona-masz,na pewno ci zimno.
-Dziękuję.
Totalnie straciłam rachubę czasu, nie wiedziałam ile już tam siedzimy i wpatrujemy się w księżyc, która jest godzina. Ale było mi z tym dobrze. Chciałam uciec i uciekłam.
Jakąś chwilę później nadeszły ciemne chmury i momentalnie sie rozpadało. Bardzo. Zanim dobieglismy do auta byliśmy już cali mokrzy. Wsiedliśmy do środka i patrząc się na siebie roześmialiśmy się. Było nam to naprawdę obojętne. Poprawił mi się humor i chociaż na chwilę zapomniałam o kłótni z Sarą i całej tej sytuacji z Crisem. Sięgnęłam po telefon z torebki która cały czas leżała w samochodzie i spojrzałam na godzinę. Było wpół do trzeciej. Przy okazji zobaczyłam 5 połączeń nieodebranych od Sary, i parę wiadomości, również od niej. Lekceważąc to położyłam telefon obok i oierając wygodnie głowę o siedzenie, szybko zasnęłam.

                                                                                 ***

Obudziłam się chwilę przed dotarciem do domu. Sergio tradycyjnie pomógł wysiąść mi z auta i odprowadził mnie do drzwi.
-Twój chłopak nie będzie zły, że tak późno wracasz?-zapytał.
-Mówiłam ci, że nikt mnie nie podniesie-uśmiechnęłam się.
-Nie myślałam, że to dosłownie-przygryzł wargę.
-Dobrze się bawiłam-powiedziałam-dziękuję.
Sergio zbliżył się do mnie, założył mi mokry kosmyk włosów za ucho i chwycił mnie za rękę. Wiedziałam co ma zamiar zrobić, nie mogłam do tego dopuścić, bo wszystko bym zepsuła.
-Oj, zapomniałabym, twoja marynarka!-powiedziałam niezręcznie, ściągając ją z siebie-wracaj do hotelu, bo koledzy będą się martwić-uśmiechnęłam się,
-Jasne. Dobranoc.
-Dobranoc-powiedziałam machając mu ręką.
Podeszłam do drzwi i rozpięłam torebkę w poszukiwaniu kluczy.
-Zapomniałaś telefonu!- krzyknął Sergio podbiegając do mnie i wręczając mi komórkę.
-A ty zapomniałeś wpisać tam swój numer-uśmiechnęłam się.
Chłopak wpisał numer i wracając do auta ciepło się uśmiechnął.
A ja cicho wchodząc do domu miałam nadzieję, że mój tata już śpi.

wtorek, 2 kwietnia 2013

10.

Nasz pocałunek to była chwila, krótka chwila ale dla mnie trwał wieczność. Było tak dobrze. Chciałam, żeby tak zostało już na zawsze. Przekręciłam głowę w bok i otworzyłam usta, chciałam pocałować go jeszcze raz, ale Cris odepchnął mnie.
-Przepraszam, nie mogę-powiedziawszy to wziął swoje rzeczy i wyszedł.
Popłakałam się. Cały czas płaczę. Jak małe dziecko. Spędziłam w tym samym miejscu jeszcze z godzinę. Nie mogłam uwierzyć w to co się stało, zarazem najlepsza chwila w moim życiu, z drugiej strony najgorsza. Moment w którym mnie odepchnął...zdecydowanie ten najgorszy. Kochałam go tak bardzo, a jednocześnie byłam na niego wściekła. Nie chciałam być zła, nie na niego. Ale nie mogłam udawać. Tego co serce czuję niestety nie da się ukryć. Otarłam łzy z policzków, poszłam do łazienki troszkę się ogarnąć. Przypudrowałam nos i poprawiłam makijaż. Sięgnęłam do torebki po telefon i wykręciłam numer Sary.
-Kochanie-powiedziałam-musimy się koniecznie spotkać.
-Cześć, oczywiście, czy coś się stało?
-I to ile, jutro możesz być w centrum?
-oczywiście Laura, spotkajmy się tam.
     
                                                                    ***

Usiadłyśmy przy stoliku na polu, słońce bardzo mocno świeciło, przez co było trochę duszno, ale świeżości dodawał  zimny dosyć mocno wiejący wiatr. Parasolka nad nami cały czas się szamotała. Zamówiłyśmy jak zwykle gorącego cappuccino.
-Więc mów, co się dzieje? Przez telefon brzmiałaś na bardzo zmartwioną-powiedziała Sara.
-Jose wyjechał. Tak po prostu. Nawet się nie pożegnał.
-Słyszałam od Ikera, bardzo mi przykro. Kogo to była decyzja?
-To przez tą bójkę jego i Arbeloi z piłkarzami Barcelony-odparłam-Mou tak zdecydował, że niby "tak będzie lepiej".
-Może będzie, Laura...Zrozum, że on musiał ich jakoś ukarać.
-To dlaczego Arbeloa nadal tu jest? Dlaczego on nie mógł wyjechać? To nie daje mi spokoju.
-Taka była decyzja trenera kochanie, nic na to nie poradzimy. Możecie się odwiedzać, dzwonić, pół roku tak?
-Tak...-odparłam zrezygnowana.
-Zobaczysz, minie jak z bicza trzasnął, nie trap się tym, głowa do góry mała-mówiąc to szeroko się uśmiechnęła.
-Przecież w końcu się przyzwyczaje, prawda?-zaśmiałam się
-Na pewno-położyła mi rękę na ramieniu-Dobra, a teraz opowiadaj co tam z Crisem...poszło coś do przodu?
-Sama nie wiem, chyba wszystko zepsułam. Znowu...
-No, słucham-powiedziała zaciekawiona podpierając swój podbródek na dłoni.
-Wczoraj przyłapałam Alvaro w siłowni z dziewczyną tego Fabregasa.
-O boże, żartujesz? Domyślam się, że to był okropny widok, co za frajer-parsknęła.
-A żebyś wiedziała! Ale z dwojga złego teraz mnie to śmieszy. Mniejsza z tym...Byłam cała roztrzęsiona i zapłakana, bo dopiero dowiedziałam się o wyjeździe Jose, do tego ta sytuacja z Alvaro, sama rozumiesz.
-Doskonale rozumiem-powiedziała smutno.
-Biegłam jak oszalała przez korytarz, tak po prostu, prosto przed siebie aż na kogoś wpadłam. Tym kimś okazał się Cris. Bo kto inny.. Okazał mi tyle współczucia i obiecał, że będzie mi pomagał, że będzie tutaj dla mnie.Było idealnie, wiesz? Niczego więcej nie potrzebowałam.
-Świat się zatrzymał?-spytała Sara.
-Dokładnie. Przytulił mnie, czułam się w jego ramionach tak..tak beztrosko i bezpiecznie. Było wspaniale.
-Boże...ty naprawdę go kochasz...sposób w jaki o nim mówisz...-uśmiechnęła się.
-Co z tego...Pocałowałam go, co prawda oddał pocałunek ale zaraz potem mnie odepchnął.
-Ups, nieciekawie. No ale z drugiej strony...jestem twoją przyjaciółką i powiem ci to wprost...Czego sie spodziewałaś? Przecież ma dziewczynę.
-Owszem. Ale nie wiem co mną kierowało.
-Serce kochana, serce. Może powinniście porozmawiać?
-Zobaczę po dzisiejszym treningu. A tym czasem muszę się po mału zbierać.
-Jasne, trzymaj się!
-Widzimy się dzisiaj wieczorem na tej oficjalnej kolacji?
-Jeżeli tylko Iker zabierze mnie ze sobą to się zobaczymy-uśmiechnęła się szeroko puszczając oczko.
-W takim razie do wieczora.
Ucałowałam koleżankę w policzek i ruszyłam w stronę swojego samochodu.

Chwilę potem parkowałam już pod Valdebebas. Skierowałam się do wejścia a tuż obok mnie znaleźli się Alvaro i Cris. Dwóch facetów których nie miałam w obecnej chwili ochoty widzieć. Naprawdę. Ich obecność sprawiła, że czułam się dziwnie i nie komfortowo. Z Alvaro nawet nie wymieniłam się spojrzeniami, za to Cristiano rzucił sztywniackie 'cześć' a ja oddałam sztucznym, wymuszonym uśmiechem. Atmosfera była napięta. Szliśmy do swoich szatni w niezręcznej ciszy. Wszyscy to czuliśmy, to, że jest tak dziwnie, ale nikt nie miał zamiaru przerwać tej ciszy i odezwać się.
Znalazłam się w mojej szatni i odetchnęłam z ulgą.
 Jedyne czego teraz chciałam to wyjść na to boisko i popatrzeć na chłopaków grających w piłkę. Tak bardzo lubiłam to robić. O wszystkim i wszystkich zapominałam, dokładnie jak w ramionach Crisa, te dwie rzeczy dawały mi ukojenie. Zdecydowanie.
Atmosfera na dzisiejszym treningu była całkiem inna, ciepła i radosna. Chłopcy śmiali się i wygłupiali, nawet rozmawiali z drużyną Barcelony...No pomijając Alvaro.
Pod koniec treningu trener ich zebrał i przypomniał o dzisiejszej oficjalnej kolacji "powitalnej" dla FC Barcelony w hotelu Sheraton Mirassiera.
-Dlaczego mamy tą kolację w naszym hotelu?-wtrącił Alvaro.
-Akurat ty tutaj masz najmniej do powiedzenia-powiedział mu Mourinho rzucając ironiczny uśmiech.
Po treningu udało mi się złapać Fabio na krótki wywiad, po nim zaprosiłam na krótką rozmowę jeszcze jego żonę Andreię,  która akurat była w Madrycie. Zrobiłam wywiad jakby "z tej drugiej strony", porozmawiałyśmy, pośmiałyśmy się, generalnie miło spędziłyśmy czas. Poznałam też ich córeczkę-Vitorię, całkiem sympatyczny potworek. Zdecydowanie stała się moim ulubionym dzieckiem, nie bierzcie pod uwagę tego, że innych nie znałam.
Co do Cristiano. Porozmawiam z nim jak atmosfera między nami trochę się rozluźni, dam mu trochę czasu. Tak zdecydowałam i jest to ostateczna decyzja. Muszę się odsunąć i poczekać na to jaką on decyzję podejmie. Myślę, że jest to najlepsze rozwiązanie. Sara może być ze mnie dumna.

                                                                          ***

O 15 byłam w domu. Zamówiłam obiad z cateringu, bo nie miałam czasu na gotowanie i tym podobne rzeczy, przecież koło 17 musiałam już wyjeżdżać na kolację. Poszłam na górę do pokoju i po kąpieli zaczęłam przegrzebywać szafę w poszukiwaniu jakiegoś stroju. Prawde mówiąc, nie wychodziło mi to za dobrze. W końcu zdecydowałam się na krótką srebrną sukienkę na ramiączkach i wysokie koturny, zaś włosy upiełam. Dopracowałam tylko makijaż i byłam gotowa.
O równej 17 wyjechałam spod domu, żeby pół godziny później być na drugim końcu Madrytu.
Przed wejściem widać już było piłkarzy, eleganckich, w garniturach, tych z Realu i tych z Barcelony. Pewna siebie weszłam do środka, zatrzymałam się w holu, rozglądając się czy gdzieś w tłumie ludzi nie widzę znajomej twarzy za którą mogłabym podążać w stronę naszej sali. Nagle nie wiem skąd obok mnie pojawił sie Sergio Busquets.
-Może pomogę?-zapytał z szerokim uśmiechem.
-Zależy w czym-powiedziałam oddając uśmiech.
-Widzę, że za bardzo chyba nie wiesz gdzie masz iść.
Zarumieniłam się, czułam się jak mała dziewczynka zagubiona w supermarkecie. Sergio ruszył w stronę schodów a ja za nim.
-Zapraszam-powiedział, wyciągając do mnie rękę. Podałam mu swoją dłoń, a on pomógł mi wejść na schody.-Tędy-pokazał na wyższe piętro-Panie przodem.
-Dziękuje-powiedziałam. Byłam zdziwiona. Wszyscy kreowali tych chłopaków na złych i bezdusznych, ale ten okazał się prawdziwym dżentelmenem.
-Co do kłótni, która ostatnio miała miejsce w Valdebebas-zaczął Busquets
-Nie musisz ich tłumaczyć-powiedziałam, uśmiechając się.-Przecież to nie twoja wina.
-Ah zapomniałbym, gdzie moje maniery, Sergio jestem-powiedział.
-Laura-wyciągnęłam rękę aby mu ją podać, a on ją delikatnie pocałował.
-Wracając do tematu, pragnąłbym cię przeprosić. Za Cesca, za to co zrobił z twoim bratem. Napradę mi przykro.
-Dziękuje, ale naprawdę nie musisz tego robić.
-Muszę, wiesz..Cesc ma swoją dumę która nie może upaść, więc cie nie przeprosi, ale to mój przyjaciel, i naprawdę dobry człowiek, jest mu przykro.
-Dobrze, w takim razie przekaż mu, że przeprosiny przyjęte i że z Jose więcej problemów tutaj nie będzie miał bo dzięki niemu Mou wysłał go na pół roku do Espanyola.
-Nie wiedziałem-powiedział przygnębiony, zawstydzony tym co uczynił jego przyjaciel.
-Nie trudź się tym, to ciebie nie dotyczy-powiedziałam, masując go ręką po plecach.

Weszliśmy na salę i usiedliśmy do stołu. Kelnerzy polali nam wina i zdawało się, że piłkarze obu drużyn nieźle się dogadują i bawią razem, ale do czasu...Oczywiście nie obeszło się bez sprzeczki Alvaro, no bo jak to. Nie wiedziałam dokładnie o co chodzi, bo nie było mnie od początku tej kłótni.
-Dobrze, rozliczymy się przy najbliższej okazji na boisku-krzyczał Fabregas.
-Ja już się z tobą rozliczyłem-śmiał się Alvaro-zabawiając się z twoją dziewczyną.
Sala zamarła w ciszy. Nikt nic nie mówił. Cesca wryło. Nie wiedział co robić ani co mówić. Jego oczy zrobiły się takie smutne. Nie czekając ani chwili dłużej wybiegł z sali.
-Zadowolony?-spytał go Fabio.
-To było nie smaczne, naprawdę-dodałam.
Nim atmosfera na sali wróciła do tej sprzed kłótni, minęła dłuższa chwila. Alvaro pojechał do domu, może dlatego. Ja chwilę spędziłam z Sarą i Ikerem, ale potem dosiadłam się do wcześniej poznanego Sergio. Dobrze nam się rozmawiało, okazał się naprawdę miłym facetem.
-Przeproszę cię na chwilkę-powiedziałam kładąc mu rękę na kolanie i uśmiechając się.
-Oczywiście-odpowiedział.
Szłam do łazienki długim i ogromnym korytarzem, skręciłam w prawo. Hotel był piękny, zrobiony nowocześnie ale z nutką elementów renesansowych. Podziwiałam piękne pozłacane ściany i ozdobione sufity, aż dotarłam do łazienki. Ale zanim weszłam zobaczyłam kawałek Sary za rogiem, stojącą blisko jakiegoś mężczyzny...nie był nim Iker. Ciekawa co kombinuje podeszłam blizej niezauważona. Chłopak z którym była tak blisko to David Villa. Trzymał prawą rękę na jej tyłku a lewą jeździł po jej plecach w górę i w dół.
-Sara, proszę cie-słyszałam jak do niej mówi.
-Nie David, nie. Nie chcę wracać do przeszłości, czemu nie możesz tego zrozumieć? Już na Euro prosiłam cię, żebyś zostawił mnie i dał mi spokój!-mówiła przez łzy.
-Ale nie płacz, kochanie-prosił ją ocierając jej łzy z policzków.
-Nie, David, zostaw mnie-nie przestawała mówić.
-Wiem, że nie możesz zapomnieć o mnie i o tym co nas łączyło, jestem tego pewien. Nie okłamuj mnie ani samej siebie.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu i wystraszona odwróciłam się. Moim oczom ukazał się Cristiano. Serce zaczęło mi szybciej i mocniej bić.
-Musimy porozmawiać...-powiedział.









Jeśli chcecie zobaczyć jak Laura wyglądała na kolacji to zapraszam to klikania w link: klik
W tworzeniu rozdziału pomagała mi moja siostra (TT: @dorotabalko )  także mam nadzieję, że rozdział się podobał i że czymś was zaskoczyłam a tak właściwie to zaskoczyłyśmy.
Pozdrawiam ;* !