czwartek, 27 czerwca 2013

13.

Słuchałam opowieści Sary z wielkim niedowierzaniem. Ona i Villa? Do tego zdradziła z nim Ikera? Nie mogłam w to uwierzyć, nie chciałam w to uwierzyć. To było nierealne. Pare razy uszczypnęłam się w nadgarstek, ale to jednak nic nie dało, to dalej była ta okropna rzeczywistość. 
-Sara, ale jak to? Dlaczego? 
-Boże Laura, nie zadawaj mi takich pytań. Nie ma o czym rozmawiać. 
-Oj uwierz mi, że jest.
-Ja naprawdę nie chciałam, to był chwilowy impuls, przypływ emocji.
-Jakich emocji? Twój chłopak wygrał wtedy mistrzostwa świata, dlatego go zdradziłaś? Nawet mnie nie rozśmieszaj. 
-Nie dlatego, znaczy...po części. Ja czułam się źle, taka roztargniona, on na pierwszym miejscu stawiał piłkę. Teraz wiem, że jest inaczej, ale wtedy...
-Wtedy co? Nie mogłaś do mnie zadzwonić, tylko poleciałaś się pocieszyć do Villi? 
-Nie, to nie ja. On to wszystko zainicjował. 
-O tak, biedna Sarcia, nie potrafiła odmówić.
-Lena, to nie tak. 
-Boże Sara, jak ja mam z tym żyć? Świadomość, że o tym wiem a Iker nie, jest straszna, jak mam spojrzeć mu w oczy? Nie będę potrafiła. 
-To nie patrz.
-Tak? Wielki dzięki za radę. Skończyłyśmy? Bo jeśli tak to możesz już iść.
-Lena, a co z nami?
-Muszę sobie to wszystko poukładać. 
-Jak będziesz gotowa, to po prostu przyjedź, zadzwoń cokolwiek....proszę-powiedziała smutno.
-Mhm-parsknęłam nie miło-Dobranoc Sara.
-Pa. 

Nie mogłam już tego wytrzymać, chciałam się pogodzić, naprawdę chciałam, ale to co usłyszałam totalnie wytrąciło mnie z równowagi. Chciałam mieć jeden problem na głowie mniej, mam jeden więcej. Cudownie. Wkurzyłam się, wsiadłam w samochód i pojechałam do sklepu po coś słodkiego, żebym mogła przegryźć co nieco podczas jakiegoś smutnego, żałosnego filmu. 

Błądziłam po supermarkecie, jak kilkuletnie dziecko szukające swojej mamusi, a kiedy stanęłam przed półką z czipsami, byłam totalnie nie zdecydowana i nie wiedziałam który smak wybrać. 
-Może ser-cebula?-usłyszałam za plecami głos. 
Przestraszona szybko odwróciłam się a widok jaki zastałam przeraził mnie jeszcze bardziej.
-Cris? A co ty tu robisz?
-Boże wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha, aż tak źle wyglądam?-zaśmiał się. 
-Nie coś ty, po prostu nie spodziewałam się ciebie tutaj o tej porze-powiedziałam speszona i strzeliłam lekkiego buraka. 
-Nie zdecydowana?-zapytał posyłając ten jego szczery uśmieszek. 
-Szczerze? Nie za bardzo, ale skoro mówisz, że ser-cebula to ser-cebula na dzisiaj. Tylko może 3 paczki......na zapas-szybko dodałam kiedy popatrzył na mnie jak na wariatkę. 
-Jasne-zaśmiał się-na poprawę humoru?  Nie wyglądasz za dobrze.
-Ciężki wieczór, można tak powiedzieć.
-Chodź do kasy-powiedział obejmując mnie ramieniem, przy czym czułam się nie bardzo komfortowo. 
Ja kupiłam zapas czipsów, a Cris same napoje, co trochę mnie zdziwiło. 
-Wiesz nie chcę być nachalny, bo jesteś nie w humorze, ale może masz ochotę na towarzystwo podczas filmu?-spytał. Nie dowierzałam własnym uszom, przesłyszało mi się, czy co?
-Jasne, towarzystwo zawsze się przyda. A Irina? 
-Wyjechała już do pracy, jestem sam. To co, u mnie czy u ciebie?
-Zapraszam do mnie-powiedziałam śmiało i lekko się uśmiechnęłam. 
Drogę do domu spędziliśmy w kompletnej ciszy, trochę mnie to przerażało.
Wchodząc do domu, wskazałam mu drogę do salonu, a sama skierowałam się w stronę kuchni. Wyciągnęłam dwa piwa i przesypałam czipsy do miski. Upewniając się, że Crisa nie ma w pobliżu szybko sięgnęłam po telefon i wysłałam Callettiemu wiadomość o treści podobnej do "jaskfhakjsghakjfhakjfhakjhf Crsitiano. film. u mnie w domu" z czego pewnie raczej niczego nie zrozumiał, ale nie szkodzi. Wzięłam głęboki wdech żeby się uspokoić i pewnym krokiem weszłam do salonu, gdzie zastałam Crisa przeglądającego różne płytki DVD. 
-Masz tu sporo ciekawych rzeczy, nawet nasze mecze, na DVD?-zaśmiał się-jesteś maniaczką?
-Spadaj, wcale nie!-powiedziałam dając mu kuksańca w bok.
-Oglądasz nas wieczorami, żeby potem mieć fajne sny?-zaśmiał się znowu.
-Zależy co masz namyśli mówiąc "fajne"-odpowiedziałam przemądrzale.
-Ty już dobrze wiesz co.
-Świntuch!-krzyknęłam podając mu butelkę. -To co oglądamy? Widziałam na twitterze, że pisałeś coś o "Men of steel", ponoć fajne-zasugerowałam.
-Włączaj-uśmiechnął się. 
Perspektywa oglądania Supermana z Crisem brzmiała mniej zachęcająco niż perspektywa gorącego seksu z nim, ale to zawsze coś. Cieszyłam się. 
Po filmie dużo rozmawialiśmy, pytał o Busiego i ten cholerny pocałunek Arbeloi na parkingu w Valdebebas ale stwierdziłam, że opowiem mu całą historię a on słuchał jak małe dziecko któremu mamusia właśnie czyta bajkę na dobranoc. Jose też troszkę obgadaliśmy i było mi jakoś lżej. Lżej, że w końcu z kimś szczerze porozmawiałam, dostałam wsparcie. W końcu nie czułam się samotnie. Nigdy bym się nie spodziewała, że to właśnie od niego tą pomoc dostanę. Nagle Cris zszedł na temat tamtej nocy, na jego urodzinach, ale kiedy zobaczył moje zażenowanie całą tą sytuacją szybko zmienił tok rozmowy. 
-Mogę zobaczyć twój pokój?-zapytał. To pytanie trochę mnie zaskoczyło, no ale skoro taka była jego prośba. 
-Jasne, chodź na górę. 
Podążył za mną kręconymi schodkami w górę. 
-To mój pokój-zaśmiałam się i rozłożyłam ręce jakbym go witała w jakimś pałacu co najmniej.
Usiedliśmy na podłodze, na puszystym dywanie, gadaliśmy, śmialiśmy się, przeglądaliśmy stare zdjęcia, słuchaliśmy muzyki, piliśmy wino i nawet nie wiedzieliśmy kiedy zrobiło się tak bardzo późno.  
-Przytulnie tu-powiedział siadając na łóżku na ktorym zaraz rozłożył się jak na swoim. 
-Powiedzmy-dodałam śmiejąc się-to jest mój pokój, mój świat, tutaj robię wszystko. 
-Wszystko?-zapytał jeszcze raz.
-Tak, wszystko. To dziwne?
Cris podszedł do mnie, chwycił mnie za biodra i przysunął do siebie. 
-A takie rzeczy też?-zapytał czule mnie całując. 
Chciałam mu odpowiedzieć, ale nawet nie dopuścił mnie do słowa, cały czas mnie całował, a ja nie mogłam mu się oprzeć i oddałam się chwili. 

                                                                   ***

Rano obudziłam się bardzo wcześnie, przetarłam oczy, odwróciłam się i wtedy zobaczyłam Cristiano obok mnie. Śpiącego Cristiano, bez koszulki. Mega się przeraziłam. Nie miałam pojęcia co się stało, byłam w szoku. Dopiero po chwili spojrzałam na siebie, leżącą obok niego, bez niczego, okryta tylko tą jedną kołdrą. Dopiero kiedy po chwili odetchnęłam, zaczęły wracać do mnie wspomnienia wczorajszej nocy.


















Cześć. :) Taki rozdział, na początek naszego "reunited" hahha, bardzo przepraszam za moją nieobecność, ale była ona spowodowana problemami w szkole, sami wiecie to całe poprawianie ocen, wyciąganie zagrożeń etc. a, że u mnie ze szkołą nie najlepiej, to trochę mi to zajęło, naprawdę bardzo przepraszam, mam nadzieję, że trochę zrehabilitowałam się tym o to co wyżej napisałam. :) 
1 lipca wyjeżdżam na obóz, ale z tego co widziałam to ma być tam internet, więc moja kolejne absencja myślę, że nie będzie długa, bynajmniej postaram się żeby tak było. 
Komentarze jak zwykle mile widziane!
Buziaki :* 

środa, 8 maja 2013

12.

Rano obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Cholera, kto o tej porze?-pomyślałam. Spojrzałam na iPhona którego jasny wyświetlacz raził mnie w oczy. Kiedy ujrzałam "Sara" od razu wyciszyłam i rzuciłam telefonem w kąt.  Jezus czy ona nie rozumie tego, że ja nie mam zamiaru z nią rozmawiać? Od samego rana musiała popsuć mi humor, dziękuję jej bardzo. Wkurzona włożyłam stopy w puszyste papcie i zeszłam do kuchni. Siedziałam przy stole, w domu było pusto i głucho. Zatęskniłam za Jose. Tak bardzo mi go brakowało. Podeszłam do kredensu i włączyłam radio, bo ta cisza zaczęła mnie trochę przerażać. Zjadłam płatki i stawiając wodę na herbatę, poszłam szybko do pokoju po telefon. Szybko wykręciłam numer brata. 
-Halo?-usłyszałam głos Jose w słuchawce, ale nie miałam odwagi odpowiedzieć, miałam do niego żal, byłam na niego bardzo zła, chciałam tylko usłyszeć jego głos. 
-Halo?-powtórzył-Laura?
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na stolik. Chcę, żeby on już wrócił, żebyśmy sobie twarzą w twarz wszystko wyjaśnili. 
Myśl, że zaraz muszę jechać do Valdebebas tylko mnie dobiła, do tego zdałam sobie sprawę, że to ostatni dzień Barcelony spędzony tutaj, a ja wcale nie byłam gotowa na pożegnanie z Busquetsem. 
Poszłam na górę i szybko wybrałam jakieś ubranie. Do krótkich jeansowych spodenek włożyłam białą koszulę na ramiączkach a na to zarzuciłam czerwoną marynarkę (klik) . Chwyciłam torebkę i ruszyłam do pracy. 

                                                                                 ***

Wysiadłam z samochodu i kiedy zobaczyłam, że obok mnie auto właśnie parkuje Cristiano szybko przyspieszyłam kroku. Już w holu zatrzymał mnie Iker.
-Hej, Laura!-zawołał. 
-Cześć-powiedziałam nieśmiało. 
-Sara prosiła, żebym ci przekazał, że musicie sie pilnie skontaktować. Mówi, że nie odbierasz jej telefonów i nie odpisujesz na wiadomości, co się dzieje?-Iker wydawał się naprawdę zmartwiony. 
-To bardzo cię proszę przekaż jej, że nie ma na razie czasu, pracuje tutaj, potem się dużo uczę, rozumiesz. Jak będę miała czas to zadzwonię, wszystko w porządku. 
-Na pewno?-dopytywał.
-Tak tak, dzięki-powiedziałam sztucznie się uśmiechając-wiesz co, muszę lecieć, nie chcę się spóźnić. 
-Jasne, na razie-powiedział podnosząc rękę. 

Po treningu chłopaków byłam jakaś nieobecna, właściwie tak jak od rana, zdałam sobie sprawę, że jestem sama. Zostałam sama i to z własnego wyboru, wszystkich od siebie odtrącam. Co prawda oni nie zachowują się w stosunku do mnie idealnie, ale przecież mogłam na przykład porozmawiać z Sarą i wszystko wyjaśnić, a nie odrzucać ją od razu na bok. Czułam się źle z tym wszystkim, ale szłam w zaparte. Niech będzie jak jest. Stałam tak w szatni sama, ściągnęłam bluzkę i spodnie. Byłam w samej bieliźnie i chciałam, naprawdę chciałam, żebym nie była teraz sama. Pomyślałam o tym kiedy ostatni raz się kochałam ale na myśl, że było to na urodzinach Crisa z Ramosem od razu sprowadziła mnie na ziemię. Szybko wyciągnęłam spodenki z szafki i ubrałam je. Kiedy sięgałam po koszulę poczułam jak czyjeś ręce oplatają pomału moje biodra. Zaraz jedna z jego dłoni powędrowała na mój pośladek a drugą miział mój nagi brzuch, jęknęłam. Oczywiście od razu poznałam te ręce. Alvaro, zawsze on. Przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować mnie po szyi po czym odwrócił mnie tak, abyśmy stali do siebie twarzami. Dwoma palcami chwycił mnie za podbródek i uniósł go do góry, zbliżył się do mnie i zwinnie wsunął język w moje usta. Nie potrafiłam go odepchnąć, wiem jak bardzo przez niego cierpię i ile krzywdy mi wyrządził, ale jest mi z nim tak dobrze. Szybko zdjęłam z niego koszulkę i zaczęłam mierzwić jego włosy.  Był taki seksowny. Zaczęło się robić coraz bardziej gorąco i namiętnie. Chwycił mnie za tyłek i uniósł do góry tak, żebym mogła opleść moje nogi wokół jego nagiej talii. Alvaro całował mnie po szyi, po obojczyku i przesuwał się w prawo aż do ramiączka stanika które zaczął pomału ściągać zębami. 
-Alvaro, nie-powiedziałam, a on od razu postawił mnie na ziemi.
-Ej, co jest mała?-zapytał nie przestając mnie dotykać. 
-Nie mogę, nie tutaj.
-Aaa czyli problemem jest tylko miejsce tak? To nie ma sprawy możemy pojechać do mnie, powtórzymy to co ostatnio-powiedział przygryzając wargę. 
-Nie Alvaro, nie mogę z tobą rozumiesz? Nic do mnie nie czujesz, chcesz ze mną tylko spać!-krzyknęłam.
-Jesteś taka seksowna jak się złościsz. -mruknął
-Widzisz?-powiedziałam wkurzona, podnosząc z ziemii koszulę i ubierając ją na siebie. 
-Nie, Laura to nie jest tak
-Nie, nawet się nie tłumacz, zmarnowałam na ciebie wystarczająco dużo czasu-mówiąc to zabrałam rzeczy i wyszłam trzaskając drzwiami. 
Szybko szłam przez korytarz, wychodząc z budynku zobaczyłam piłkarzy Barcelony wsiadających do autobusu. 
-Busi!-zawołałam i szybkim krokiem podeszłam do niego. 
-Co jest?-zapytał podchodząc do mnie.
Oczywiście całą sytuacją zrobiliśmy wielkie zamieszanie, bo przecież nikt nie wiedział o naszej głębszej znajomości, co by nie było, Madridistki z Cule. Cała drużyna Barcelony się na nas gapiła, a co gorsze z drugiej strony zdziwione miny robili piłkarze Realu, a wśród nich akurat Alvaro, Sergio i Cristiano. Ohhh no gorzej być już nie mogło. 
-Miałeś zamiar zostawić mnie tu bez pożegnania?-powiedziałam przez śmiech.
-Nigdy, po prostu nie mogłem cię znaleźć po treningu-odpowiedział wystawiając na wierzch te jego piękne białe zęby. 
-Taa, ciekawe dlaczego-warknął Alvaro a ja posłałam mu zabójcze spojrzenie. 
-Będę tęsknić, pisz, dzwoń, cokolwiek ,byleby często!- powiedziałam i rzuciłam się na szyje Busquetsa. 
-Ja za tobą też księżniczko-mocno mnie przytulił i masując rękami moje plecy. Z boku dało się słyszeć oklaski i gwizdy jego kolegów z drużyny, co za idioci. 
-Do zobaczenia-powiedział.
-Do zobaczenia!-dałam mu dużego całusa w policzek na pożegnanie i ruszyłam w stronę samochodu. 

-Mmmm, szkoda, że mnie tak nie całowałaś na pożegnanie przed chwilą w szatni-powiedział Alvaro podbiegając do mojego samochodu. 
-Zamknij się-powiedziałam otwierając drzwi samochodu, ale Alvaro szybko je zamknął. Chwycił mnie za szyje i pocałował.Rozumiecie? Przy wszystkich, na parkingu, mnie pocałował. Czy on nie ma za grosz rozsądku? Przy Cristiano? Boże, a co on mnie obchodzi, ma swoja dziewczynę, raczej go to nie dotknęło...Albo może się myliłam, bo kiedy to zobaczył odwrócił się i szybko ruszył do swojego samochodu. 
-Boże Arbeloa idioto, zwariowałeś?-krzyknęłam
-Nie będę się krył z moimi uczuciami do ciebie-powiedział.
-Słucham? Dlatego mnie całujesz, tutaj, przy wszystkich?
-No wiesz, gdybyś przed chwilą w szatni tego nie przerwała to myślę, że robilibyśmy teraz coś dużo ciekawszego, sami we dwójkę-powiedział mrugając przy tym okiem. Boże teraz znowu wszyscy będą mieli mnie za dziwkę. Po prostu świetnie. 
-Ty jesteś nienormalny Alvaro...i odsuń się bo cię przejadę, obiecuję-powiedziałam wsiadając do samochodu.


                                                                      ***

Szybko wróciłam do domu i myślałam, że skupiając się na nauce o wszystkim zapomnę. Ale po pierwsze nie mogłam się skupić na nauce, ani trochę, a po drugie i tak by to nic nie dało. Przebrałam się w luźne dresy i koszulkę i zeszłam na dół. Zrobiłam szybko jakieś kanapki i włączyłam telewizor. Akurat leciała powtórka meczy Espanyolu z Sevillą, więc oglądnęłam, ze względu na Jose, tak dawno go nie widziałam. Zrobiło mi się przykro, że wtedy rano nie zdecydowałam się z nim porozmawiać, bo przecież wyjazd nie był tak do końca jego winą, to nie była jego decyzja. Czemu teraz to dopiero do mnie dotarło?! Szybko wyciągnęłam telefon z torebki i wykręciłam numer do brata. 
-Jose?-powiedziałam.
-Laura, tak sie cieszę, że dzwonisz, myślałam, że umarłaś albo coś-zaśmiał się.
-Ależ z ciebie śmieszek-zaśmiałam się-przepraszam, że się nie odzywałam, ale trudno mi było to wszystko poukładać. Kiedy przyjeżdżasz?
-Mogę być dopiero za tydzień w niedzielę, także na jeden dzień bo w sobotę ważny mecz z Realem u nas, zabrałbym się z nimi do Madrytu. 
-Okej, rozumiem...tęsknie za tobą bardzo-powiedziałam ledwo powstrzymując łzy.
-Ja za tobą też siostrzyczko-powiedział to z taka troską w głosie, poczułam, że ktoś się o mnie troszczy i martwi- co u ciebie? wszystko w porządku?- dodał. 
-Mhm, tak. Barcelona dzisiaj wyjechała.
-W końcu, wkurzało mnie to nawet tutaj, że noszą się na naszym terenie.
-Jose przestań, zaprzyjaźniłam się z nimi...
-Z kim? Z Barceloną?-zapytał zdziwiony. 
-Nie, tylko z Sergio, jest naprawdę okej. 
-Mhm, ciekawie się zaczyna, ciekawe co masz w zanadrzu, jesteś z nim w ciąży albo coś?-powiedział opryskliwie.
-Ej no przestań, nie. Bardzo mi pomagał przez ten czas, wspierał mnie, był bardzo czuły i miły, nie jest taki za jakiego go macie i szczerze nie podoba mi się, że tak o nim mówisz. 
-A mi się nie podoba, że się z nim spoufalasz, to nie będzie dobrze wyglądało, jeżeli zostaniecie parą czy coś.
-Jezu Jose, do pary nam daleko, poza tym niczego takiego nie planuje. 
-Okej okej, spokojnie. W takim razie jak z Crisem?
-To nie rozmowa na telefon, pogadamy jak przylecisz.-mówiąc to usłyszałam dzwonek do drzwi-słuchaj muszę kończyć, pozdrów Paulę i Martę i widzimy się za tydzień, buziaki, pa-rozłączyłam się.

 Kurwa, kto ma mnie czelność jeszcze dzisiaj męczyć? Nawet nie wyobrażacie sobie mojego zdziwienia gdy w drzwiach ujrzałam Sarę. 
-Czego chcesz?-zapytałam nie miło. 
-Porozmawiać, nie odbierasz, nie odpisujesz, do tego to co powiedziałaś Ikerowi...
-Powiedziałam mu prawdę nie mam czasu, przepraszam-mówiąc to zamknęłam drzwi
-Poczekaj!-krzyknęła.
-Co?
-Daj mi chwilę.
-Ale tylko chwilę, wejdź-powiedziałam uchylając drzwi. 
-Laura, nie mogę tak, brakuje mi Ciebie, nie chce się kłócić.
-To trzeba mnie było nie kłamać.
-Nie skłamałam!-tłumaczyła się.
-Nie? Aha, czyli z facetem miziającym cię po dupie nic cie nie łączy?-zapytałam ironicznie. 
-Nie, tylko kiedyś..
-Chodź, usiądziemy w salonie i wszystko mi opowiesz okej? Tylko wtedy ci wybaczę-powiedziałam.
-O matko...okej, zgoda.-powiedziała dziewczyna i obydwie udałyśmy się do salonu. 

środa, 17 kwietnia 2013

11.

Cristiano patrzył na mnie dużymi pięknymi oczami, a ja zatracona w nich stałam jak i wpatrywałam się w nie nie odpowiadając. Kiedy już zeszłam na ziemię zorientowałam się, że właściwie on przyłapał mnie na podsłuchiwaniu o ile był tego świadomy. Zawstydzona zarumieniłam się. Opuściłam głowę w dół i ogarniając  myśli odetchnęłam. Podnosząc głowę oblizałam usta i otworzyłam je nie wiedząc co powiedzieć.
-Emmm, tutaj?-zapytałam zmieszana.
-Nie, chodź-powiedział odwracając się.
Szłam za nim, nie byłam gotowa na rozmowę z nim. Moje uczucia były mieszane, do tego w głowie ciągle miałam ten obrazek płaczącej Sary i Villi, w sposób jaki ją dotykał i jak do niej mówił....Nie wiem co o tym myśleć, nigdy nie wspominała, że kiedykolwiek miała z nim coś wspólnego. Ale teraz musiałam skupić się na Crisie, skłamię jeśli powiem, że nie byłam zdenerwowana.
Ledwo zdążałam za nim, szedł tak szybko, był taki zdenerwowany, jakiś spięty. Przeszliśmy przez sale w której odbywała się kolacja, ludzie dalej jedli, rozmawiali, było dosyć głośno. Cristiano odwrócił się i pośpieszył mnie wychodząc przez ogromne drzwi na taras z widokiem na ogromny ogród oświetlony latarniami. Oparł się o poręcz i przyszył mnie seksownym wzrokiem. Przeszedł mnie dreszcz. Niepewnie podeszłam do niego i opierając się o poręcz nie patrzyłam na niego ale na ogród.
-Jeżeli chcesz rozmawiać o tym pocałunku rano...-zaczęłam
-Daj mi coś powiedzieć-przerwał mi-muszę powiedzieć o tym swojej dziewczynie.
-Wiem, powinieneś tak zrobić, tak byłoby najwłaściwiej.
-Ale muszę ją zapewnić, że to się więcej nie powtórzy, a to, mogę jej zagwarantować tylko jeśli ty mi to potwierdzisz.
-Mam ci powiedzieć, że już nigdy tego nie spróbuję zrobić, dobrze rozumiem?-zapytałam nawet na niego nie patrząc, zdecydowanie wolałam obserwować w tym momencie liście drzew lekko kołysane przez wiatr niż jego twarz. Powoli łzy napływały mi do oczu.
-Coś w tym stylu-mówiąc to było jakiś smutny. Te słowa ciężko przechodziły mu przez gardło, nie chciał tego mówić?
-Kochasz ją?-zapytałam
-A co to ma do rzeczy?-zapytał zdziwiony.
-Odpowiedz...
-Myślisz, że nie i że nasz pocałunek mógłby być powodem, żeby z tym wszystkim skończyć?
-Tak, z tą całą szopką idealnej pary showbiznesu-spojrzałam na niego a jego oczy były przepełnione złością.
-Może lepije będzie jak już pójdziesz, nie chcę powiedzieć za dużo, bo naprawdę mi na tobie zależy.
-Wiesz co, nie wysilaj się, nikomu na mnie nie zależy-mówiąc to odwróciłam się i weszłam z powrotem do sali.
Chciałam stąd wyjść, zniknąć, najlepiej na zawsze. Wyszłam z sali i szybko schodząc po schodach natknęłam się na Sarę.
-Laura, szukałam cię-powiedziała chwytając mnie za rękę. Chyba zobaczyła moje oczy i moją smutną twarz bo chwilę później zapytała co się stało.
-Nic, lepiej powiedz mi, co cię łączy z Villą?
-Mnie? z Villą?-roześmiała się-absolutnie nic, skąd taki pomysł?
-Nie kłam, widziałam waszą dwójkę, nie wyglądało to na zwykłą znajomość-powiedziałam z pretensjami.
-Laura, co? musiałaś się pomylić, naprawdę.
-Iker o tym wie?-szłam w zaparte, wiedziałam przecież, że mam rację.
-Nie ma o czym wiedzieć. Zresztą nie mam mu nic do powiedzenia-zdenerwowała się.
-A ja mam i to dużo-powiedziałam przymrużając oczy.
-Laura, co ty chcesz zrobić?
-Jak mogłaś mnie okłamać?-zapytałam przygryzając wargę, łzy same spłynęły po moich policzkach. Szybko odwróciłam się i wybiegłam z hotelu nie reagując na wołania Sary.
Biegłam przed siebie, do ogrodu który pare chwil wcześniej oglądałam z tarasy w obecności Cristiano. Nie chciałam znać Arbeloi, nie chciałam znać Crisa, nie chciałam znać Sary. Nikogo nie chciałam znać. Chciałam tylko wrócić do domu i przytulić się do mojego brata. Którego przy mnie nie ma. Nigdy mu nie wybaczę, że zostawił mnie samą z tym wszystkim. Nigdy tego nie zrozumiem.
Wbiegłam w głąb ogrodu, zobaczyłam dosyć duży staw podeszłam do brzegu i usiadłam na ławce która się tam znajdowała. Rozpięłam włosy i ściągnęłam koturny, od których już bolały mnie nogi. Zacisnęłam zęby, żeby znowu się nie rozpłakać. Byłam zła, smutna, bezsilna. Nie spodziewałam się takiej reakcji Cristiano. Wiem, że jego związek z Iriną nie jest idealny, widują się rzadko, nie jestem nawet pewna czy ona go kocha. Chciałabym, żeby to się skończyło. Ale wiem, że to na razie jest niemożliwe. Więc co mam zrobić? Zapomnieć? Uciec od tych uczuć? Które kolejny raz mnie zawodzą. Najpierw chamski dupek Arbeloa, który naprawdę mnie kocha ale za bardzo lubi ruchać, żeby zadowolić się tylko mną, potem ta nieszczęsna noc spędzona z Ramosem a teraz on. Mam dość facetów, nie wiem czy kiedykolwiek znajdę kogoś z kim byłabym w stanie stworzyć normalny, szczęśliwy związek. Czemu inni nie mają takich problemów? A może to ze mną jest coś nie tak? Może to ja przyciągam do siebie to nieszczęście?
Z moich refleksji nad życiem i nad swoja osobą wyrwał mnie szelest trawy i odgłos czyiś kroków. Przestraszona odwróciłam się i zobaczyłam Busquetsa.
-Co tu robisz?-zapytałam pociągając nosem.
-Poszedłem się przejść, miałem dość tego natłoku. A ty?
-Uciekłam.
-Przed czym?-zdziwił się
-Przed samą sobą.
-Chcesz pogadać?- w odpowiedzi wzruszyłam ramionami-chodź, pokażę ci coś.
-Co?
-No chodź, zobaczysz. Zaufaj mi-powiedział uśmiechając się.

Chwilę później znajdowałam się już w jego samochodzie pędzącym autostradą.
-Gdzie jedziemy?-dopytywałam się.
-Cierpliwości-odpowiedział unosząc kącik ust do góry.
Wiedząc, że moje pytanie nie przyniesie zamierzonego efektu odwróciłam głowę w stronę szyby i patrzyłam na wszystko za oknem, rozmazane. Tak właśnie się czułam, rozmazana. Przymknęłam oczy.
Rozbudziło mnie lekkie szturchanie Sergio
-Hej, mała, jesteśmy.
Spojrzałam na zegarek, była 23, to było jedyne pół godziny drogi, rozejrzałam się i nie miałam pojęcia gdzie jesteśmy. Sergio wysiadł, podszedł do moich drzwi i otwierając je podał mi rękę, aby pomóc mi wyjść.
-Gdzie jestem?-przestraszyłam się.
-Spokojnie, odwiozę cię do domu do jutra-zażartował mrugając okiem. Zaśmiałam się.-chodź-popędził mnie.
Szliśmy ciasnymi uliczkami, oświetlonymi przez stare, ledwo działające latarnie. Było zimno, pusto i cicho. Budynki które nas otaczały, wyglądały jak te na wzór z rancza, kolorowe, dziwne. Nagle skręcił w mały lasek, ja za nim. Jakiś czas w ciszy szlismy pod górę, nogi znowu zaczęły mnie boleć.
-Daleko jeszcze?-spytałam.
-Nie, jesteśmy na miejscu-powiedział.
Przeszliśmy przez małą polanę i znaleźliśmy się na ogromnym moście, długim, wysoko nad rzeką, który prowadził do dziwnego budynku. Usiadł na brzegu mostu i chwytając mnie za rękę pociągnął tak, żebym siedziała obok niego.
-Mam nadzieję, że nie masz lęku wysokości-zaśmiał się.
-Sergio...tu jest pięknie-powiedziałam zmieniając temat.
Rozejrzałam się dookoła, nic, sama przyroda. Ja,Sergio i most. Pod nami rzeka, nad nami bezchmurne gwiaździste niebo. Widać stąd było małą, oświetloną wioskę, którą przed chwilą spacerowaliśmy.
-Skąd znasz to miejsce?-zapytałam.
-Przyjeżdżam tutaj czasami jak chcę uciec-uśmiechnął się.
On idealnie mnie rozumiał. Znał moje potrzeby.
-Też czasem uciekasz?-spytałam.
-Każdy czasem ucieka. Przed życiem, przed samym sobą.-spojrzał mi głęboko w oczy-wiesz, życie jest czasami jak boisko, wszyscy cię kopią po nogach z nadzieją, że upadniesz. A ty wtedy musisz się podnieść.
-A co jak skręcę nogę i sama nie wstanę?
-To wstaniesz z czyjąś pomocą. Przyjaciół, chłopaka, rodziny.
-A co jeśli jestem sama? Rozumiesz, jak sie coś jebie, to cholera, ale od razu wszystko. I gdzie jest wtedy zdrowy rozsądek? Jestem sama, nikt mnie nie podniesie.
-Masz tyle siły, żeby wstać sama. Każdy upadek kształtuje twój charakter. A życie to dziwka, musisz je pierdolić.
Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się, a wiatr rozwiał mi włosy.
-Pięknie wyglądasz-powiedział a ja zawstydzona spuściłam głowę i oparłam się o jego ramię.
-Tego właśnie mi trzeba było, nie żadnych kazań, wykładów, kogoś kto mnie wysłucha, zrozumie, pomoże. Sergio idealnie wiedział co zrobić, zyskał tym moją dużą sympatię.
-Wiesz, lubię cię, nie jesteś wcale taki zły, jak to mówią-zaśmiałam się.
-Miło mi-powiedział szarmancko i zdejmując swoją marynarkę założył mi ją na ramiona-masz,na pewno ci zimno.
-Dziękuję.
Totalnie straciłam rachubę czasu, nie wiedziałam ile już tam siedzimy i wpatrujemy się w księżyc, która jest godzina. Ale było mi z tym dobrze. Chciałam uciec i uciekłam.
Jakąś chwilę później nadeszły ciemne chmury i momentalnie sie rozpadało. Bardzo. Zanim dobieglismy do auta byliśmy już cali mokrzy. Wsiedliśmy do środka i patrząc się na siebie roześmialiśmy się. Było nam to naprawdę obojętne. Poprawił mi się humor i chociaż na chwilę zapomniałam o kłótni z Sarą i całej tej sytuacji z Crisem. Sięgnęłam po telefon z torebki która cały czas leżała w samochodzie i spojrzałam na godzinę. Było wpół do trzeciej. Przy okazji zobaczyłam 5 połączeń nieodebranych od Sary, i parę wiadomości, również od niej. Lekceważąc to położyłam telefon obok i oierając wygodnie głowę o siedzenie, szybko zasnęłam.

                                                                                 ***

Obudziłam się chwilę przed dotarciem do domu. Sergio tradycyjnie pomógł wysiąść mi z auta i odprowadził mnie do drzwi.
-Twój chłopak nie będzie zły, że tak późno wracasz?-zapytał.
-Mówiłam ci, że nikt mnie nie podniesie-uśmiechnęłam się.
-Nie myślałam, że to dosłownie-przygryzł wargę.
-Dobrze się bawiłam-powiedziałam-dziękuję.
Sergio zbliżył się do mnie, założył mi mokry kosmyk włosów za ucho i chwycił mnie za rękę. Wiedziałam co ma zamiar zrobić, nie mogłam do tego dopuścić, bo wszystko bym zepsuła.
-Oj, zapomniałabym, twoja marynarka!-powiedziałam niezręcznie, ściągając ją z siebie-wracaj do hotelu, bo koledzy będą się martwić-uśmiechnęłam się,
-Jasne. Dobranoc.
-Dobranoc-powiedziałam machając mu ręką.
Podeszłam do drzwi i rozpięłam torebkę w poszukiwaniu kluczy.
-Zapomniałaś telefonu!- krzyknął Sergio podbiegając do mnie i wręczając mi komórkę.
-A ty zapomniałeś wpisać tam swój numer-uśmiechnęłam się.
Chłopak wpisał numer i wracając do auta ciepło się uśmiechnął.
A ja cicho wchodząc do domu miałam nadzieję, że mój tata już śpi.

wtorek, 2 kwietnia 2013

10.

Nasz pocałunek to była chwila, krótka chwila ale dla mnie trwał wieczność. Było tak dobrze. Chciałam, żeby tak zostało już na zawsze. Przekręciłam głowę w bok i otworzyłam usta, chciałam pocałować go jeszcze raz, ale Cris odepchnął mnie.
-Przepraszam, nie mogę-powiedziawszy to wziął swoje rzeczy i wyszedł.
Popłakałam się. Cały czas płaczę. Jak małe dziecko. Spędziłam w tym samym miejscu jeszcze z godzinę. Nie mogłam uwierzyć w to co się stało, zarazem najlepsza chwila w moim życiu, z drugiej strony najgorsza. Moment w którym mnie odepchnął...zdecydowanie ten najgorszy. Kochałam go tak bardzo, a jednocześnie byłam na niego wściekła. Nie chciałam być zła, nie na niego. Ale nie mogłam udawać. Tego co serce czuję niestety nie da się ukryć. Otarłam łzy z policzków, poszłam do łazienki troszkę się ogarnąć. Przypudrowałam nos i poprawiłam makijaż. Sięgnęłam do torebki po telefon i wykręciłam numer Sary.
-Kochanie-powiedziałam-musimy się koniecznie spotkać.
-Cześć, oczywiście, czy coś się stało?
-I to ile, jutro możesz być w centrum?
-oczywiście Laura, spotkajmy się tam.
     
                                                                    ***

Usiadłyśmy przy stoliku na polu, słońce bardzo mocno świeciło, przez co było trochę duszno, ale świeżości dodawał  zimny dosyć mocno wiejący wiatr. Parasolka nad nami cały czas się szamotała. Zamówiłyśmy jak zwykle gorącego cappuccino.
-Więc mów, co się dzieje? Przez telefon brzmiałaś na bardzo zmartwioną-powiedziała Sara.
-Jose wyjechał. Tak po prostu. Nawet się nie pożegnał.
-Słyszałam od Ikera, bardzo mi przykro. Kogo to była decyzja?
-To przez tą bójkę jego i Arbeloi z piłkarzami Barcelony-odparłam-Mou tak zdecydował, że niby "tak będzie lepiej".
-Może będzie, Laura...Zrozum, że on musiał ich jakoś ukarać.
-To dlaczego Arbeloa nadal tu jest? Dlaczego on nie mógł wyjechać? To nie daje mi spokoju.
-Taka była decyzja trenera kochanie, nic na to nie poradzimy. Możecie się odwiedzać, dzwonić, pół roku tak?
-Tak...-odparłam zrezygnowana.
-Zobaczysz, minie jak z bicza trzasnął, nie trap się tym, głowa do góry mała-mówiąc to szeroko się uśmiechnęła.
-Przecież w końcu się przyzwyczaje, prawda?-zaśmiałam się
-Na pewno-położyła mi rękę na ramieniu-Dobra, a teraz opowiadaj co tam z Crisem...poszło coś do przodu?
-Sama nie wiem, chyba wszystko zepsułam. Znowu...
-No, słucham-powiedziała zaciekawiona podpierając swój podbródek na dłoni.
-Wczoraj przyłapałam Alvaro w siłowni z dziewczyną tego Fabregasa.
-O boże, żartujesz? Domyślam się, że to był okropny widok, co za frajer-parsknęła.
-A żebyś wiedziała! Ale z dwojga złego teraz mnie to śmieszy. Mniejsza z tym...Byłam cała roztrzęsiona i zapłakana, bo dopiero dowiedziałam się o wyjeździe Jose, do tego ta sytuacja z Alvaro, sama rozumiesz.
-Doskonale rozumiem-powiedziała smutno.
-Biegłam jak oszalała przez korytarz, tak po prostu, prosto przed siebie aż na kogoś wpadłam. Tym kimś okazał się Cris. Bo kto inny.. Okazał mi tyle współczucia i obiecał, że będzie mi pomagał, że będzie tutaj dla mnie.Było idealnie, wiesz? Niczego więcej nie potrzebowałam.
-Świat się zatrzymał?-spytała Sara.
-Dokładnie. Przytulił mnie, czułam się w jego ramionach tak..tak beztrosko i bezpiecznie. Było wspaniale.
-Boże...ty naprawdę go kochasz...sposób w jaki o nim mówisz...-uśmiechnęła się.
-Co z tego...Pocałowałam go, co prawda oddał pocałunek ale zaraz potem mnie odepchnął.
-Ups, nieciekawie. No ale z drugiej strony...jestem twoją przyjaciółką i powiem ci to wprost...Czego sie spodziewałaś? Przecież ma dziewczynę.
-Owszem. Ale nie wiem co mną kierowało.
-Serce kochana, serce. Może powinniście porozmawiać?
-Zobaczę po dzisiejszym treningu. A tym czasem muszę się po mału zbierać.
-Jasne, trzymaj się!
-Widzimy się dzisiaj wieczorem na tej oficjalnej kolacji?
-Jeżeli tylko Iker zabierze mnie ze sobą to się zobaczymy-uśmiechnęła się szeroko puszczając oczko.
-W takim razie do wieczora.
Ucałowałam koleżankę w policzek i ruszyłam w stronę swojego samochodu.

Chwilę potem parkowałam już pod Valdebebas. Skierowałam się do wejścia a tuż obok mnie znaleźli się Alvaro i Cris. Dwóch facetów których nie miałam w obecnej chwili ochoty widzieć. Naprawdę. Ich obecność sprawiła, że czułam się dziwnie i nie komfortowo. Z Alvaro nawet nie wymieniłam się spojrzeniami, za to Cristiano rzucił sztywniackie 'cześć' a ja oddałam sztucznym, wymuszonym uśmiechem. Atmosfera była napięta. Szliśmy do swoich szatni w niezręcznej ciszy. Wszyscy to czuliśmy, to, że jest tak dziwnie, ale nikt nie miał zamiaru przerwać tej ciszy i odezwać się.
Znalazłam się w mojej szatni i odetchnęłam z ulgą.
 Jedyne czego teraz chciałam to wyjść na to boisko i popatrzeć na chłopaków grających w piłkę. Tak bardzo lubiłam to robić. O wszystkim i wszystkich zapominałam, dokładnie jak w ramionach Crisa, te dwie rzeczy dawały mi ukojenie. Zdecydowanie.
Atmosfera na dzisiejszym treningu była całkiem inna, ciepła i radosna. Chłopcy śmiali się i wygłupiali, nawet rozmawiali z drużyną Barcelony...No pomijając Alvaro.
Pod koniec treningu trener ich zebrał i przypomniał o dzisiejszej oficjalnej kolacji "powitalnej" dla FC Barcelony w hotelu Sheraton Mirassiera.
-Dlaczego mamy tą kolację w naszym hotelu?-wtrącił Alvaro.
-Akurat ty tutaj masz najmniej do powiedzenia-powiedział mu Mourinho rzucając ironiczny uśmiech.
Po treningu udało mi się złapać Fabio na krótki wywiad, po nim zaprosiłam na krótką rozmowę jeszcze jego żonę Andreię,  która akurat była w Madrycie. Zrobiłam wywiad jakby "z tej drugiej strony", porozmawiałyśmy, pośmiałyśmy się, generalnie miło spędziłyśmy czas. Poznałam też ich córeczkę-Vitorię, całkiem sympatyczny potworek. Zdecydowanie stała się moim ulubionym dzieckiem, nie bierzcie pod uwagę tego, że innych nie znałam.
Co do Cristiano. Porozmawiam z nim jak atmosfera między nami trochę się rozluźni, dam mu trochę czasu. Tak zdecydowałam i jest to ostateczna decyzja. Muszę się odsunąć i poczekać na to jaką on decyzję podejmie. Myślę, że jest to najlepsze rozwiązanie. Sara może być ze mnie dumna.

                                                                          ***

O 15 byłam w domu. Zamówiłam obiad z cateringu, bo nie miałam czasu na gotowanie i tym podobne rzeczy, przecież koło 17 musiałam już wyjeżdżać na kolację. Poszłam na górę do pokoju i po kąpieli zaczęłam przegrzebywać szafę w poszukiwaniu jakiegoś stroju. Prawde mówiąc, nie wychodziło mi to za dobrze. W końcu zdecydowałam się na krótką srebrną sukienkę na ramiączkach i wysokie koturny, zaś włosy upiełam. Dopracowałam tylko makijaż i byłam gotowa.
O równej 17 wyjechałam spod domu, żeby pół godziny później być na drugim końcu Madrytu.
Przed wejściem widać już było piłkarzy, eleganckich, w garniturach, tych z Realu i tych z Barcelony. Pewna siebie weszłam do środka, zatrzymałam się w holu, rozglądając się czy gdzieś w tłumie ludzi nie widzę znajomej twarzy za którą mogłabym podążać w stronę naszej sali. Nagle nie wiem skąd obok mnie pojawił sie Sergio Busquets.
-Może pomogę?-zapytał z szerokim uśmiechem.
-Zależy w czym-powiedziałam oddając uśmiech.
-Widzę, że za bardzo chyba nie wiesz gdzie masz iść.
Zarumieniłam się, czułam się jak mała dziewczynka zagubiona w supermarkecie. Sergio ruszył w stronę schodów a ja za nim.
-Zapraszam-powiedział, wyciągając do mnie rękę. Podałam mu swoją dłoń, a on pomógł mi wejść na schody.-Tędy-pokazał na wyższe piętro-Panie przodem.
-Dziękuje-powiedziałam. Byłam zdziwiona. Wszyscy kreowali tych chłopaków na złych i bezdusznych, ale ten okazał się prawdziwym dżentelmenem.
-Co do kłótni, która ostatnio miała miejsce w Valdebebas-zaczął Busquets
-Nie musisz ich tłumaczyć-powiedziałam, uśmiechając się.-Przecież to nie twoja wina.
-Ah zapomniałbym, gdzie moje maniery, Sergio jestem-powiedział.
-Laura-wyciągnęłam rękę aby mu ją podać, a on ją delikatnie pocałował.
-Wracając do tematu, pragnąłbym cię przeprosić. Za Cesca, za to co zrobił z twoim bratem. Napradę mi przykro.
-Dziękuje, ale naprawdę nie musisz tego robić.
-Muszę, wiesz..Cesc ma swoją dumę która nie może upaść, więc cie nie przeprosi, ale to mój przyjaciel, i naprawdę dobry człowiek, jest mu przykro.
-Dobrze, w takim razie przekaż mu, że przeprosiny przyjęte i że z Jose więcej problemów tutaj nie będzie miał bo dzięki niemu Mou wysłał go na pół roku do Espanyola.
-Nie wiedziałem-powiedział przygnębiony, zawstydzony tym co uczynił jego przyjaciel.
-Nie trudź się tym, to ciebie nie dotyczy-powiedziałam, masując go ręką po plecach.

Weszliśmy na salę i usiedliśmy do stołu. Kelnerzy polali nam wina i zdawało się, że piłkarze obu drużyn nieźle się dogadują i bawią razem, ale do czasu...Oczywiście nie obeszło się bez sprzeczki Alvaro, no bo jak to. Nie wiedziałam dokładnie o co chodzi, bo nie było mnie od początku tej kłótni.
-Dobrze, rozliczymy się przy najbliższej okazji na boisku-krzyczał Fabregas.
-Ja już się z tobą rozliczyłem-śmiał się Alvaro-zabawiając się z twoją dziewczyną.
Sala zamarła w ciszy. Nikt nic nie mówił. Cesca wryło. Nie wiedział co robić ani co mówić. Jego oczy zrobiły się takie smutne. Nie czekając ani chwili dłużej wybiegł z sali.
-Zadowolony?-spytał go Fabio.
-To było nie smaczne, naprawdę-dodałam.
Nim atmosfera na sali wróciła do tej sprzed kłótni, minęła dłuższa chwila. Alvaro pojechał do domu, może dlatego. Ja chwilę spędziłam z Sarą i Ikerem, ale potem dosiadłam się do wcześniej poznanego Sergio. Dobrze nam się rozmawiało, okazał się naprawdę miłym facetem.
-Przeproszę cię na chwilkę-powiedziałam kładąc mu rękę na kolanie i uśmiechając się.
-Oczywiście-odpowiedział.
Szłam do łazienki długim i ogromnym korytarzem, skręciłam w prawo. Hotel był piękny, zrobiony nowocześnie ale z nutką elementów renesansowych. Podziwiałam piękne pozłacane ściany i ozdobione sufity, aż dotarłam do łazienki. Ale zanim weszłam zobaczyłam kawałek Sary za rogiem, stojącą blisko jakiegoś mężczyzny...nie był nim Iker. Ciekawa co kombinuje podeszłam blizej niezauważona. Chłopak z którym była tak blisko to David Villa. Trzymał prawą rękę na jej tyłku a lewą jeździł po jej plecach w górę i w dół.
-Sara, proszę cie-słyszałam jak do niej mówi.
-Nie David, nie. Nie chcę wracać do przeszłości, czemu nie możesz tego zrozumieć? Już na Euro prosiłam cię, żebyś zostawił mnie i dał mi spokój!-mówiła przez łzy.
-Ale nie płacz, kochanie-prosił ją ocierając jej łzy z policzków.
-Nie, David, zostaw mnie-nie przestawała mówić.
-Wiem, że nie możesz zapomnieć o mnie i o tym co nas łączyło, jestem tego pewien. Nie okłamuj mnie ani samej siebie.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu i wystraszona odwróciłam się. Moim oczom ukazał się Cristiano. Serce zaczęło mi szybciej i mocniej bić.
-Musimy porozmawiać...-powiedział.









Jeśli chcecie zobaczyć jak Laura wyglądała na kolacji to zapraszam to klikania w link: klik
W tworzeniu rozdziału pomagała mi moja siostra (TT: @dorotabalko )  także mam nadzieję, że rozdział się podobał i że czymś was zaskoczyłam a tak właściwie to zaskoczyłyśmy.
Pozdrawiam ;* !

czwartek, 28 marca 2013

9.

Było koło godziny 22:30, Calletti dalej nie wrócił z Valdebebas a ja siedziałam w salonie, w szlafroku, z kubkiem gorącego kakao w ręce oglądając jakiś denny serial. Nie wiedziałam nawet o czym on jest, głowę zaprzątały mi inne myśli. Gdzie jest Jose? Czy dalej z Alvaro gadają z trenerem? Czy nic im nie jest? Czy tym chłopakom z Barcelony nic się nie stało? Przeczuwałam, że stało się coś złego...Dochodziła 23:30 kiedy usłyszałam dźwięk otwieranego zamka i brata, który myślał, że śpię, bo pocichutku zdjął buty i na paluszkach przemknął przez korytarz. Kiedy zobaczył mnie siedzącą na kanapie totalnie go wryło.
-Czemu jeszcze nie śpisz?-mruknął.
-Boże Jose, co ty masz pod okiem?-przeraziłam się.
-Siniak, wielkie mi coś.
-Boże Jose... Co się działo? Gdzie byłeś tyle czasu?
-Rozmawiałem z trenerem razem z Alvaro.
-I co?-zapytałam zaciekawiona.
-Nic.
-Jak to nic? Co wam zrobił?
-Nic.
-Przecież na pewno was jakoś ukarał?
-Nie.
-Jose?!-zdenerwowałam się.
-Jezus, co?
-Możesz ze mną porozmawiać?
-Nie- mówiąc to odwrócił się i ruszył w stronę swojego pokoju.
-To może chociaż przyłożysz lód pod oko, co?
-Nic mi nie jest. Kocham cię siostrzyczko.
-Nie, wcale-powiedziałam cicho.
Nie miałam zamiaru ani siły się z nim użerać, miałam dosyć problemów i wrażeń na dzisiejszy dzień. Odniosłam szybko kubek do kuchni i poszłam do pokoju. Nie minęła minuta jak zapadłam w głęboki sen.
 
                                                                            ***

Wstałam chwilkę później niż zwykle, ale chyba musiałam odespać cały wczorajszy dziwny dzień. Czasami mam wrażenie, że moje życie to jakiś film. Naprawdę...
Od razu wzięłam prysznic i ogarnęłam całą siebie. Do czarnych rurek do kostek ubrałam łososiową koszulę na ramiączkach i czarną marynarkę. Zeszłam na dół zrobić śniadanie i kawy. Rozglądnęłam się po domu, bo Calletti już powinien jeść, a w domu było cicho, bardzo cicho. Weszłam do salonu, ale tam też go nie było. Szybkim krokiem weszłam do sypialni. Cały pokój był czyściutki, łóżko pościelone. Co się dzieje? Gdzie jest mój brat? Zjadłam jajecznicę, w rękę chwyciłam jak zwykle kubek termiczny z kawą, ubrałam łososiowe, wysokie szpilki i wyszłam przed dom.  Auto brata stało przed domem, co jeszcze bardziej mnie zdziwiło. Chciałam żeby ktoś mi to wszystko wytłumaczył, ale nie miałam już więcej czasu na myślenie nad tą sprawą, bo musiałam ruszać do Valdebebas. Wsiadłam w moje Audi, położyłam ręce na kierownicy i miałam ochotę się rozpłakać. Czemu nigdy o niczym nie wiem? Czemu moje życie składa sie z ciągłego lęku co czeka mnie za bramą mojego domu? Wzięłam się w garść i odpaliłam auto, włączając radio najgłośniej jak mogłam, dojechałam pod miasteczko sportowe.

                                                                            ***

W spokoju szłam do wejścia, kiedy w drzwiach usłyszałam głos Alvaro.
-Hej hej, poczekaj!-zawołał.
Popatrzyłam na niego i od razu odwróciłam się idąc dalej.
-Laura, proszę, zajmę ci tylko minutkę.
-W takim razie streszczaj się bo nie będę dłużej czekać-warknęłam.
-Chcę z tobą porozmawiać
-Widzę. Czego chcesz?
-Wczoraj nie dokończyliśmy naszej rozmowy, bo...
-No właśnie..BO?
-No..wiesz...ta cała bójka...
-Wystarczy, nie chcę tego słuchać-odwróciłam się
-Ale czekaj, nie skończyłem!-krzyknął za mną
-"Minutka" minęła!-powiedziałam i skierowałam się w stronę swojego kantorka.

Alvaro westchnął tylko i zrezygnowany opuścił ręce kiedy zobaczył, że Messi go obserwuje.
-Co sie gapisz konusie?
Messi nie odpowiedział, ruszył tylko ramionami i obydwoje rozeszli się do swoich szatni.

Weszłam na murawę i usiadłam na ławce. Wśród tłumu zawodników Realu i Barcelony próbowałam gdzieś znaleźć brata ale nie mogłam. Nie było go tu. Chciałam kogoś zapytać ale wszyscy byli zajęci a nie mogłam im przeszkadzać. Po dłuższym zastanowieniu zauważyłam, że Arbeloa także nie trenuje z resztą zespołu. Matko boska, w mojej głowie już układały sie przeróżne historię,co mogło się stać. Tak bardzo się niecierpliwiłam.
Trening w dziwnym spokoju i ciszy dobiegł końca ale wszyscy piłkarze od razu skierowali się w stronę szatni. Po prostu mi uciekli. Siedziałam na tej ławce i myślałam. Chciałam tutaj zostać na zawsze, nigdzie się nie ruszać. Słońce przyświecało mi prosto w twarz a włosy czochrał mi delikatny, ciepły wiaterek.
-Laura!-zawołał Mourinho.
-Tak?-zapytałam zdziwiona. Czegóż mógł ode mnie dzisiaj chcieć?
-Jak się czujesz?
-Dziękuje, dobrze a trener?
-W porządku, dzięki. Jak po tej sytuacji z Jose?
-Średnio, wrócił wczoraj bardzo zły i zmęczony, od razu położył się spać.
-Hm, chyba źle się zrozumieliśmy. Mówię o wypożyczeniu.
-Co? Jakim wypożyczeniu?-moje oczy zrobiły się wielkie.
-To..ty nic nie wiesz? Nic ci nie powiedział?
-Nie-opowiedziałam cicho, czując, że zaraz sie rozpłacze.
-Zasługujesz na to żeby wiedzieć, więc... Uznaliśmy, że będzie lepiej jak wyjedzie.
-Co? Wyjedzie? gdzie?-krzyknęłam
-Wypożyczyliśmy go z powrotem do Espanyola na pół roku.
-Do Espanyola? ale dlaczego? nic nie rozumiem...-powiedziałam, a po policzku spłynęła mi pierwsza łza. Nigdy nie sądziłam, że mój świat może zawalić się w jednej sekundzie-z powody tej głupiej bójki?-dokończyłam.
-To nie była głupia bójka, oj Laura. Z tego powodu też, żaden z moich graczy nie będzie robił takich rzeczy, tutaj, na moim terenie!
-W takim razie co robi tutaj Arbeloa?! Gdzie on jest?!-krzyknęłam
-Dzisiaj trenuje na siłowni.
Już nie mogłam. Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się jak małe dziecko.
-Laura, tak będzie lepiej. Przecież będziecie mogli się odwiedzać. Tylko pół roku. Tutaj nie szło mu ostatnio najlepiej, musisz zrozumieć.
-Nie, właśnie nie rozumiem!-wydarłam się tak, że chłopcy w szatni pewnie mnie słyszeli.
-Przykro mi-tymi słowami zakończył naszą rozmowę.
Wściekła nie wiedziałam co robić. Szybkim krokiem, prawie biegiem, zmierzałam w stronę siłowni. Musiałam znaleźć Alvaro.
Weszłam do środka gdzie zobaczyłam dobrze bawiącego się Arbeloę w ramionach jakiejś kobiety. Świetnie im wychodziło namiętne całowanie się, w bieliźnie, na bieżni.
-O Boże, nie-powiedziałam zostawiając otwartą z wrażenia buzię.
-Laura?-powiedział zaskoczony Alvaro.
Odwróciłam się i wyszłam z siłowni. Stanęłam za drzwiami i oparłam się o ścianę. Szybko oddychając, pochyliłam się i oparłam ręce na kolanach. Chwilę później wyszedł Alvaro w samych spodenkach.
-Laura, to nie tak
-Zamknij się Alvaro-syknęłam- i ty chcesz ze mną jeszcze rozmawiać?
-Prosze, daj mi się wytłumaczyć.
-Kto to jest?
-Kto?-spytał
-Ta kobieta. Nie rób z siebie idioty!-krzyknęłam.
-Laura, posłuchaj..
-Przestań w końcu powtarzać ten swój wierszyk "wysłuchaj mnie, daj mi chwilę". Nie zmieniaj tematu. Co to za dziwka? Hm?
Alvaro milczał.
-No pytam sie!- krzyknęłam
W tej samej chwili z siłowni wyszła kochanka Arbeloi.
-Jestem dziewczyną Cesca.
-Wynoś się!-krzyknęłam.
Dziewczyna zabrała swoje rzeczy i poszła.
-Puszczasz się z dziewczyną faceta z którym wczoraj się biłeś? Naprawdę? Taki jest twój poziom?-powiedziałam przez łzy. Świetnie, myślałam, że jeszcze jakoś naprawimy nasze relacje ale nie. Z tobą się nie da, przykro mi.
-Laura, nie mów tak, słoneczko.
-Nie nazywaj mnie tak!-krzyknęłam odpychając go od siebie.
-Proszę cię. Daj mi ostatnią szansę.
-Tobie? Nie, rozumiesz? Nie! Przez ciebie Jose wyjechał, słyszysz? Przez ciebie! Wszystko jest twoja winą, nienawidzę cię!-odwróciłam się i pobiegłam w stronę swojej szatni.
W ogóle nie patrzyłam co dzieje się wokół mnie co skutkowało tym, że w kogoś wpadłam. Podniosłam głowę do góry i ujrzałam Cristiano. Tylko tego jeszcze brakowało.
-Laura? Coś się stało?-powiedział zmartwiony.
Nic nie powiedziałam tylko rozpłakałam się jeszcze bardziej. Nawet nie próbował pytać jeszcze raz, po prostu zbliżył się i mocno mnie przytulił.
-Chcesz porozmawiać?-zapytał
-Jose wyjechał-powiedziałam-wiesz? wszystko co miałam, mnie opuściło.-powiedziałam ocierając policzki z łez.
-Nie mów tak, masz tutaj przyjaciół.
-Ale to jest mój brat. A teraz go tutaj nie ma. Przy mnie. Zawsze mi pomagał, wspierał mnie. Jak ma to robić na odległość? Kto go zastąpi, no powiedz mi, kto?
-Ja-powiedział łagodnie się uśmiechając. Chwycił moją twarz w swoje dłonie.-popatrz na mnie mała, masz conajmniej mnie i Sarę a to już coś-zaśmiałam się-Jesteś młoda, piękna, silna. Tyle już przetrwałaś i to cie nie zniszczyło, teraz też dasz sobie radę. Pomogę ci, rozumiesz?
Popatrzyłam mu głęboko w oczy, nasze twarze były tak blisko siebie. Nie wiem co mnie do tego zmusiło ale nie wahając sie ani chwili zbliżyłam swoje usta do jego i delikatnie go pocałowałam.

czwartek, 28 lutego 2013

8.

Ze snu wyrwał mnie budzik. Miałam dziwny koszmar, że przespałam się z Ramosem na imprezie urodzinowej Cristiano, po czym spędziłam połowę dnia z tym drugim, potem Sergio upokorzył mnie przy całej drużynie, a mój brat szykował się na poważną rozmowę ze mną. Chwilę mi zajęło zanim doszłam do tego, że to wcale nie był koszmar. To była rzeczywistość. A teraz musiałam wyczołgać się wreszcie z ciepłego łóżka i stawić jej czoło. Włożyłam stopy w puszyste kapciuszki i zarzucając na siebie szlafrok ruszyłam po cichu w stronę kuchni modląc się, aby Jose jeszcze spał. Niestety moje modły nigdy nie przynoszą zamierzonych efektów. Jose siedział ubrany i gotowy, z kubkiem kawy w ręce i zmarszczonymi brwiami.
-Cześć braciszku!-powiedziałam szczerząc zęby, chcąc załagodzić spięcie między nami.
Jose podniósł tylko oczy w moją stronę i nawet słowem się nie odezwał. Ruszyłam ramionami i stojąc tyłem do niego, zaczęłam grzebać po szafkach w poszukiwaniu kawy.
-Zamierzasz to jakoś wytłumaczyć?-zapytał oschle brat po chwili niezręcznej ciszy.
-Co?
-Co? Dobrze wiesz co młoda damo. Jakim cudem Twój łańcuszek OD MAMY znalazł się w spodniach Ramosa, hm? Masz na to jakieś logiczne wytłumaczenie?-podniósł ton.
-Przecież dobrze wiesz co się wydarzyło, nie chcę o tym rozmawiać-speszyłam się.
-Ale ja chcę o tym porozmawiać, chcę porozmawiać o tym co dzieje się z moją małą siostrzyczką.-powiedział troskliwie.
-Już nie jestem mała!-krzyknęłam.
-Dla mnie zawsze będziesz tylko moją małą siostrzyczką. Co się z tobą dzieje Laura?-zapytał. Naprawdę był zmartwiony cała tą sytuacją.
-A co ma sie dziać? Nic takiego. Wszystko w porządku-powiedziałam i odwróciłam się z powrotem w stronę blatu gdzie przygotowywałam sobie kawę.
-Aha-parsnął śmiechem-wszystko w porządku, tak? Nie, nie w porządku Laura, przestań w końcu udawać!-krzyknął.
-A co takiego jest tak bardzo nie w porządku,co? Możesz mi powiedzieć, TATO?-zapytałam wkurzona.
-To, że moja siostra zaraz będzie spała z całą moją drużyną!-krzyknął.
-Dobrze, czyli teraz robisz ze mnie dziwkę?!-krzyknęłam i poczułam jak łzy napływają mi do oczu.
-Tego nie powiedziałem Laura-jego głos zrobił się łagodniejszy.
-Ale to miałeś na myśli!-krzyknęłam.
-Nie, Laura to nie tak, po prostu...
-Wychodzę, nie będę tego słuchać-przerwałam mu w połowie zdania. Wyszłam z kuchni, wbiegłam po krętych schodkach do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i spakowałam torebkę na spotkanie z Sarą. Weszłam do korytarza gdzie czekał już na mnie Jose. Nie zwracałam na niego uwagi i ubrałam buty, chwytając przy okazji kluczyki do auta.
-Gdzie jedziesz?-zapytał krzyżując ręce na klatce.
Nawet na niego nie popatrzyłam, szybko wyszłam trzaskając za sobą drzwiami. Stanęłam na progu i wzięłam głęboki oddech, zza drzwi usłyszałam tylko krzyk brata 'cholera!' i mocny cios w drzwi. Aż mną trząsnęło z wrażenia, ale nie mogłam się wrócić, moja duma mi na to nie pozwalała. Wsiadłam do samochodu i pędząc prawie 200km/h zaraz znalazłam się pod domem Sary i Ikera.

                                                                            ***

Już w bramie powitał mnie radosny uśmiech machającego do mnie Ikera, który sprawił, że trochę ciepła pojawiło się w moim serduszku.
-Chodź proszę, Sara już na ciebie czeka-powiedział obejmując mnie ramieniem i prowadząc w stronę drzwi.
-Cześć kochanie!-usłyszałam troskliwy głos Sary.
-Witaj!-uśmiechnęłam się dając przyjaciółce całusa w policzek.
-Rozbieraj się i chodź szybciutko do mnie do pokoju, spóźniłaś się!-machnęła mi palcem przed oczyma.
-Tak wiem, przepraszam cię bardzo, ale miałam małe spięcie z Jose, wybacz-tłumaczyłam się.
-Spięcie z Jose? Dobra, zostaw tutaj rzeczy i chodź, wszystko mi opowiesz.
Czas leciał bardzo szybko a my zamiast pracować rozmawiałyśmy.
-Czyli czekaj, bo już się gubię. Wcześniej spędziłaś cudowną noc z Alvaro, potem na urodzinach Crisa, spałaś z Ramosem, ale kochasz Ronaldo i spędziłaś z nim dzień? Dobrze rozumiem?
-Niestety tak-powiedziałam opuszczając głowę.
-Dlaczego to robisz?-zapytała marszcząc brwi
-Co? Dlaczego z nimi śpię?-zapytałam zdziwiona.-Z Ramosem, to była totalna pomyłka, byłam pijana, on ponoć nie, ale mówił mi to Cristiano, więc na pewno mówił prawdę, a skoro tak to Ramos..po prostu mnie wykorzystał.
-No dobrze, a Alvaro?
-Hmm, mówiłam ci ostatnio,że...-zawahałam się-nic do niego nie czuję, ale tak bardzo mnie pociąga. Kiedy jest blisko mnie od razu myśle o tym jak się kochamy i jak mnie dotyka. Nie mogę się oprzeć, po prostu.
-Po prostu? Laura! Nie jesteś jakąś marionetką, sama panujesz nad sobą i swoimi emocjami, pragnieniami, potrzebami, rozumiesz co chce powiedzieć?-zapytała.
-Chyba tak. Ale naprawdę, nie daje rady, on tak na mnie działa. Do tego widzę, że zabawia się z innymi dziewczynami, na imprezie Crisa i widziałam go całującego się z jakąś kobietą pod Valdebebas.
-No to tym bardziej, dziewczyno, czemu w ogóle z nim rozmawiasz!
-O nie nie nie, nie potrafiłabym nie odzywać się do niego tak o. To mój były chłopak Sara! Nie zostawie go.
-Ale to dupek i drań. Przepraszam, nie chcę tak o nim mówić, ale to prawda.
-Wiem Sara, wiem.-powiedziałam spuszczając wzrok-dobrze, postaram się panować nad sobą, nie zrobię z siebie dziwki a tym bardziej nie pozwolę, żeby chłopcy z drużyny tak myśleli.
-I to chciałam usłyszeć-uśmiechnęła się-dobrze Laura, na ciebie już czas. Jak zwykle mnie zagadałaś i nic nie zrobiłyśmy, ale czego mogę od ciebie oczekiwać-zaśmiała się i dała mi sójkę w bok.
-Cicho!-krzyknęłam śmiejąc się.
Zeszłam z kanapy i Sara odprowadziła mnie do korytarza.
-Do zobaczenia kochana, trzymam za ciebie kciuki-uśmiechnęła się.
-Do zobaczenia-również się uśmiechnęłam i ucałowałam ją na pożegnanie.
Stając w progu odwróciłam się
-Aha Sara!-zawołałam, a dziewczyna odwróciła się w moją stronę- Dziękuje, naprawdę.
-Nie ma za co, robię to dla ciebie kochanie-powiedziała ciepło po czym pomachała mi i weszła do kuchni.
Zatrzaskując za sobą drzwi wsiadłam do auta i zdezorientowana nie wiedziałam co robić. Wrócić do domu gdzie czekał zapewne nadal wściekły brat czy może pojechać do galerii? O tak, zakupy zdecydowanie poprawiłyby mi humor. Ruszyłam więc w miasto.

Zaglądając do każdego sklepu odzieżowego i obuwniczego, przeglądając i przymierzając ciuchy, na chwilkę zapomniałam o porannej kłótni, bo jedyna rzecz na której mogłam się teraz skupić to czy ta sukienka ma odpowiednią długość i czy pasuje do butów które właśnie kupiłam. Trochę czasu zleciało kiedy ból nóg dał mi znać, że powinnam pojechać do domu i odpocząć chwilę przed wyjazdem do Valdebebas w którym dzisiaj musieliśmy stawić się wcześniej z powodu przyjazdu FC Barcelony.

Stałam pod drzwiami grzebiąc w torebce w poszukiwaniu kluczyków. Ostrożnie przekręciłam nimi w zamku, nie wiedząc co czeka mnie za drzwiami. Ściągnęłam buty i nie rozglądając się szybko podreptałam do pokoju. Tam wzięłam się trochę do roboty i rozpisałam się w moim internetowym pamiętniku, żeby Sara mogła sprawdzić jak mi idzie. Nie mogłam się nad tym w ogóle skupić, głowę zaprzątało mi miliony pytań na które nie znałam odpowiedzi. Pytania, które były tak trudne, i skłaniały mnie do głębszych refleksji nad moim zachowaniem i przede wszystkim życiem. Czy naprawdę chcę żyć w taki sposób? Czy zacząć budować wszystko od nowa, jako inna osoba? Czy potrafię się zmienić? Przestać kochać Crisa, czy mu o tym powiedzieć? Walczyć o niego, i o moje życie? Założyłam słuchawki na uszy i włączyłam jakąś smutną piosenkę, która dołowała mnie jeszcze bardziej. Rozpłakałam się. Tak bardzo chciałam zacząć wszystko od nowa, iść przez życie z podniesioną głową, będąc szczęśliwą u boku jednego faceta-Cristiano. Niestety na to drugie nie miałam na razie żadnych szans. Otarłam łzy z policzków i potrząsnęłam głową. Byłam taka głupia i bezbronna, chcę zacząć wszystko od nowa a siedzę tu i użalam się nad sobą, Czas na zmiany, czas wziąć się w garść-i to szybko, od zaraz!
Zdecydowałam, że zacznę od brata. Zamknęłam laptopa, i zeszłam na dół.
-Jose? Jesteś tu?-spytałam rozglądając się po pokoju.
-Dla ciebie mnie nie ma-powiedział, popatrzył na mnie i chyba widząc moją smutną minę zaraz zmienił zdanie-no dobra, czego chcesz?
-Przepraszam Jose, naprawdę przepraszam. Nie chciałam na ciebie nakrzyczeć rano, ani nic takiego powiedzieć.
-Wiem Laura.-przytaknął-ale ja ci to powiedziałem dla ciebie, żebyś sobie zdała sprawę, z tego co robisz. Z tego, że nie możesz tak postępować.
-Wiem Jose, postanowiłam, że się poprawię, będę ostrożniejsza co i z kim robię, obiecuję.
-Nie obiecuj.
-Ale naprawdę, jestem pewna, że mogę obiecać, nie zawiodę cię.
-Mam nadzieję-powiedział patrząc mi prosto w oczy po czym zbliżył się do mnie-no chodź tu- i mocno mnie przytulił.

                                                                          ***

2 godziny później, po obiedzie, pojechaliśmy do Valdebebas. Tam przed budynkiem zobaczyliśmy drużynę Barcelony wysiadającą z autobusu. Szybko przemieścili się pod drzwi. Ale Jose ani się ważył zatrzymać i przywitać. Z grobową miną wszedł do drzwi a ja zatrzymałam się na chwilę obczajając chłopaków.

-A to co za dupeczka?-zapytał jeden z nich, wiem że jest to Fabregas.
-Siostrzyczka Callejona, dziewczyna Arbeloi-wtrącił się Pique.
-Niee, oni nie są już razem i to długo-dodał Alves.
-Aaaa, czyli dzisiaj wieczorem jesteś wolna?-powiedział Cesc seksownie przygryzając wargę.
Uniosłam brwi i zarzucając grzywką odwróciłam się
-mhhm, dobra dupeczka dobra, jeszcze będziesz krzyczeć moje imię!-krzyknął w moją stronę ironicznie się uśmiechając co wprawiło mnie w obrzydzenie.
-Nawet o tym nie myśl!-odkrzyknęłam i dołączyłam do brata który już był w budynku. Kiedy już chciałam ruszyć do swojej szatni drogę zaszedł mi Arbeloa.
-Cześć Laura-powiedział poważnie.
-Cześć-powiedziałam odwracając głowę w drugą stronę.
-Więc...spytam wprost...łączy cię coś z Ramosem?
-A ciebie z tymi dziewczynami z imprezy, albo z tą którą ostatnio obracałeś tutaj na parkingu?-zapytałam przymrużając oczy.
-Przecież wiesz, że nie. Nikt inny się dla mnie nie liczy
-Niż kto?-spytałam.
-Niż ty-powiedział podnosząc mój podbródek palcem tak aby mógł spojrzeć mi w oczy. Przeszły mnie ciarki.
-Proszę cię, przestań-powiedziałam spuszczając wzrok.
-Popatrz na mnie kochanie-poprosił.
-Alvaro, nie, przestan, nie wolno ci tego robić-powiedziałam zdecydowanie, patrząc mu w oczy. Wtedy aż w sercu mnie zakuło kiedy zobaczyłam jak jego oczy robią się smutne, jak ulatnia się z nich cała nadzieja na lepsze jutro ze mną u boku.
-Hahahah, patrzcie jaka dziwka! Ponoć już nie jesteście razem!-krzyknął Dani Alves, a za chwilę w śmiechu zawtórowała mu cała drużyna.
-Mrrrrr, jak romantycznie-dodał Fabregas-może podejdziesz tutaj bliżej? Zliże ci ten błyszczyk z ust.
-Suka, taka to na kilometr można poznać-zawołał Alves.
-Co powiedziałeś?-krzyknął wkurzony Arbeloa a Alves nagle ucichł.-no powtórz, co powiedziałeś!-warknął  przyciskając go do ściany. W mgnieniu oka pojawił się Callejon.
-Powiedziałem, że twoja dupa jest suką. Mam przeliterować?-zapytał z bezczelnym uśmiechem. Arbeloa nie powstrzymywał się ani trochę i zadał mu porządny cios w twarz a jego nos cały pokrył się krwią. Jose nie czkając ani sekundy dłużej zrobił to samo, miażdżąc nos Fabregasa.
-Nikt nie będzie mówił tak o mojej siostrze, rozumiesz?-powiedział przez zęby szybko oddychając.
-Kiedy to jest prawda?-zaśmiał się Cesc oddając cios w brzuch Jose.
-Jose!-krzyknęłam zakrywając buzię rękoma. Podbiegłam do leżącego brata kiedy obok mnie Arbeloa bił Daniego Alvesa. Trzymając rękę na brzuchu Jose odwróciłam się
-Alvaro! Przestań-powiedziałam przez łzy-Alvaro!-był w takiej furii, że nawet pewnie nie słyszał co do niego mówię.
-Arbeloa!-rozległ sie potężny głos Mourinho.
Wszyscy zastygli a nasze źrenice się powiększyły.









sobota, 23 lutego 2013

7.

Siedziałam i rozglądałam się po pokoju, chciałam sobie przypomnieć cokolwiek z poprzedniego wieczoru i nocy, ale nie mogłam, po prostu nie mogłam. Nic nie pamiętałam. Ładnie się zajebałaś, jak zwykle, na imprezie. Po co tu przyszłaś?- pomyślałam. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę wypiłam aż tyle, że nie pamiętam totalnie nic. Siedziałam w tym wielkim łózku, wiedziałam, że zapewne było to łóżko Cristiano... No ale przecież..przecież na pewno z nim nie spałam, nie, na pewno nie, to niemożliwe. Nagle usłyszałam pukanie w drzwi.
-Można?-usłyszałam męski głos.
Wstałam z łózka i zorientowałam się, że nie mam na sobie nic poza koszulką Cristiano która nie wiem jakim cudem znalazła się na moich plecach.
-Chwileczkę!-krzyknęłam i zbierając swoje majtki z podłogi, szybko je założyłam.- proszę!-dokończyłam.
W drzwiach zobaczyłam Cristiano. Ubrany w zwykłą koszulkę i krótkie, sportowe spodenki trzymał tackę na której zdołałam zauważyć jakieś kanapki, owoce i dzbanek z sokiem pomarańczowym.
-Pomyślałem, że może zgłodniałaś?-uśmiechnął się.
-Yyyy..-nie bardzo wiedziałam, co mam powiedzieć, przecież nawet nie wiedziałam co sie dzieje.
-Jeżeli cię obudziłem to bardzo przepraszam, mogę zejść na dół i poczekać aż dobrze się wyśpisz-zaśmiał się.
Czemu on się cały czas śmieje? Nie rozumiem. Ale ani trochę mi to nie przeszkadzało, kochałam jego piękny i szczery uśmiech. Kiedy on się uśmiechał, ja też się uśmiechałam, mimo naprawdę ogromnego bólu głowy.
-Nie, nie, nie spałam już kiedy zapukałeś- powiedziałam.
-Proszę, zjedz coś-powiedział siadając obok mnie na łóżku.
-Dziękuje, naprawdę nie musiałeś.
-Przestań, jesteś w takim stanie, że nie wiem czy dałabyś radę zejść sama po schodach na dół-zaśmiał się a ja mu wtórowałam.
Popatrzył mi w oczy ale skrępowana spuściłam głowę w dół. Chwyciłam jedną z kanapek.
-Sam je zrobiłeś?
-No oczywiście, a kto?-zdziwił się
-Haha, nie wiedziałam, że taki z ciebie kucharz-zaśmiałam się przegryzając gryza kanapki.-Proszę, weź jedną, przecież nie będę sama tego jeść, a ty nie będziesz tak siedział i sie patrzył nie?
-Ale to dla ciebie, ja zjadłem wcześniej-uśmiechnął się wstając z łóżka.-zaraz wracam-powiedział puszczając do mnie oczko.
Te kanapki naprawdę są pyszne, nie wiedziałam, że potrafi takie zrobić. Nalałam soku i korzystając z jego nieobecności ubrałam stanik leżący na podłodze i pozbierałam resztę ubrań z podłogi, układając je na szafeczce. Wstałam i wyjrzałam przez okno. Słońce pięknie świeciło, ten niedzielny poranek był przepiękny. Chwilę później dołączył do mnie Cris.
-Masz, przyniosłem ci jakąś tabletkę na głowę, bo jeśli powiesz, że cię nie boli to i tak ci nie uwierzę!
-Dziękuje, naprawdę.-powiedziałam pacząc mu w oczy.
Cristiano chwycił tacę z jedzeniem
-Chodź-powiedział machając ręką.
-Gdzie?-zapytałam zdziwiona
-No chodź, zjemy na dole-uśmiechnął się.
Szłam za Crisem, najpierw do kuchni, następnie przez salon wyszliśmy na wielki taras, obok znajdował sie dosyć duży basen. Trawa była bardzo zielona, krotko przycięta a na niej biegały jego dwa psy.
Położył tacę na stoliku i chwytając mnie za rękę pociągnął mnie w stronę leżaków.
Leżeliśmy na słońcu i rozmawialiśmy, o wszystkim, prócz wczorajszej nocy, a przecież na tym najbardziej mi zależało, żeby dowiedzieć się, co wydarzyło się wczoraj. Dlaczego wszyscy poszli a ja tu zostałam sama? Dlaczego obudziłam się w tej koszulce? Jakim prawem brat zostawił mnie tu samą? to były pytania które w tym momencie zaprzątały mi głowę. Nagle poczułam zimną fale wody na swoim ciele. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Crisa w basenie który najwidoczniej świetnie sie bawił chlapiąc mnie. Nie no, tak nie będzie-pomyślałam i wskoczyłam do basenu. Zaczęliśmy sie chlapać, Cris mnie przytapiał i zaproponował wyścigi. Bez żadnej rewelacji był oczywiście szybszy niż ja i jako zwycięzca stwierdził, że dzisiaj ja go zawiozę na trening. W mojej głowie zaświeciła się czerwona lampka: Stop. Mam tu być aż do jego treningu? 
Wyszliśmy z basenu i usiedliśmy z powrotem na leżakach, chwytając ostatnie kanapki z talerza.
-Dzięki, naprawdę musiałam się odświeżyć-powiedziałam.
-Nie ma sprawy-uśmiechnął się.
-Cris?
-Hm?
-Nie wiem od czego zacząć, czy my...? Co sie..-zaczęłam się gubić we własnych myślach i słowach.
Cristiano się zaśmiał.
-Chcesz wiedzieć, jakim cudem znalazłaś się w moim łóżku?-zapytał.
Dziękuje ci Boże, że on zawsze wie o co mi chodzi.
-Tak-powiedziałam przygryzając wargę i robiąc się czerwona spuściłam głowę w dół.
-Nie zrobiliśmy tego-powiedział od razu.
Uffff pomyślałam. Poczułam ulgę, że nie zdradził swojej dziewczyny ze mną, ale z drugiej strony było mi przykro. Gdzieś tam w środku miałam nadzieję, że to się jednak wydarzyło. Ale chwilka...
-W takim razie jakim cudem znalazłam sie cała naga, w twoim łóżku, w twojej koszulce?-powiedziałam trzepiąc mokrą od wody koszulką.
-No bo...my..ja tego nie zrobiłem. Ty to zrobiłaś, ale nie ze mną-trudno mu to przeszło przez gardło.
-Co to znaczy zrobiłam? jakim cudem? z kim?!-krzyknęłam, tak bardzo byłam zdezorientowana.
-Ehh, okej- westchnął- opowiem Ci wszystko.
Nie wiem czy miałam się cieszyć kiedy to oznajmił czy miałam się bać. Wiem, że uprawiałam seks z kimś tamtej nocy, na pewno nie z nim. Ale z kim? Błagałam Boga o to żeby nie był to Alvaro.
-Impreza po mału dobiegała końca, nie wiem czy pamiętasz, bawiliśmy się razem, dużo piłaś, tańczyłaś z innymi facetami, niektórych nie znałaś...naprawdę nie chcę tego mówić, ale każdy z nich cię zmacał.
Zrobiłam się czerwona jak burak i zawstydzona spuściłam głowę w dół.
-Nie wstydź się, nie kontrolowałaś tego a oni to wykorzystali. Potem zniknęłaś mi z pola widzenia, impreza po mału dobiegała końca, więc chciałem iść na górę się przebrać w jakieś luźniejsze i wygodniejsze ciuchy. I kiedy wszedłem do pokoju...-tutaj się zatrzymał.
-Kiedy wszedłeś do pokoju, to co?-spytałam.
-To..naprawdę nie chciałem wam przerywać, chociaż w sumie może dobrze, że to zrobiłem.
-Czego nie chciałeś przerywać?
-Kochałaś sie z Ramosem.
W tej chwili wybuchłam śmiechem.
-Hahaha, z kim? To jakis żart prawda?-spytałam, ale jego wzrok i wyraz twarzy wskazywał na to, że on wcale nie żartuje.- boże święty, naprawdę to zrobiłam-moje źrenice się rozszerzyły.
-Tak, zrobiłaś-powiedział poważnie-odciągnąłem go od ciebie i wyrzuciłem z pokoju. Byłaś tak pijana, że kompletnie nie kontaktowałaś, ani trochę.
-Więc mi pomogłeś...-stwierdziłam.
-Przecież nie mogłam tak cię tu zostawić ani tym bardziej wyrzucić w takim stanie. Ubrałem cię w pierwsze lepsze co wpadło mi pod rękę i kazałem iść ci spać.
-Matko...taki wstyd. Przepraszam cię, zaraz się ubiore i jadę do domu, nie będe sprawiać ci więcej kłopotów.
-Nie, nie, nigdzie nie jedziesz, zostajesz tutaj do treningu na który mimo mojej wygranej w basenie, ja cie zawiozę, bo na tym kacu to chyba byś nas zabiła prowadząc samochód, biorąc pod uwagę jeszcze to, jak ty prowadzisz-powiedział stanowczo.
Nie miałam zamiaru się sprzeciwiać, tyle dla mnie zrobił, w jedną noc.
-Idź na górę, umyj się, dam ci jakieś ubranie Iriny, żebyś miała świeże.
-Nie będzie zła?
-Dlaczego miałaby być?
Milczałam.
-Dziękuje-powiedziałam i nie pewnie ruszyłam w stronę salonu.
Wyszłam na górę i wzięłam szybki prysznic, wytarłam mokre włosy i owinięta ręcznikiem weszłam na boso do pokoju, na łóżku zobaczyłam leżące damskie spodenki i koszulkę. Ubrałam je i zeszłam na dół.
-Do twarzy ci-powiedział uśmiechając się, a ja zawstydzona spuściłam wzrok.
Usłyszałam dźwięk mojej komórki, ale nie wiedziałam skąd pochodzi, więc zdezorientowana zaczęłam rozglądać się dookoła.
-W kuchni-powiedział Cris.
-Dzięki!- krzyknęłam biegnąc tam.
na ekranie mojego iPhona widniało "Jose". O boże, Jose! Przecież on mnie zabije! Wcisnęłam zieloną słuchawkę .
-Proszę?-powiedziałam nie pewnie.
-Możesz mi powiedzieć gdzie ty się podziewasz? Teraz i całą noc?-usłyszałam jego zdenerwowany głos.
-Proszę cie, nie krzycz, to po pierwsze, po drugie, wysłuchaj mnie...
-Nie to ty mnie słuchaj, jesteś moją siostrą, a już na imprezie nie mogliśmy cię znaleźć,gdzie byłaś?! Cristiano powiedział, że cie znajdzie i zajmie sie tobą, jesteś u niego?
-Jestem
-Dzięki bogu. Jesteś nieodpowiedzialna Laura, kolejny raz to pokazałaś. Zawiodłem się.
-Przepraszam.
-Widzimy się na treningu.
Rozłączył się. Zrobiło mi się smutno, naprawdę, zerknęłam raz jeszcze na iPhona i zobaczyłam 9 nie odebranych połączeń. Martwił się, dzwonił, a ja w tym czasie zabawiałam się z Sergio, świetnie. Jak mam mu o tym powiedzieć?! Przecież muszę, umówiliśmy się, że poprawimy nasze relacje, że nie będziemy mieli przed sobą żadnych tajemnic. Ale nie będę się teraz tym zamartwiać. Włożyłam telefon do kieszeni i poszłam do salonu gdzie siedział Cris.
-Zatroskany brat?-spytał uśmiechając się.
-Tak-powiedziałam przechylając głowę, chciałam chwycić w zęby mój łańcuszek, ale zauważyłam, że nie mam go na szyi. Panicznie zaczęłam ja dotykać, upewniając się czy na pewno go tam nie ma.
-Coś się stało?-spytał Cris, marszcząc brwi.
-Łańcuszek. Nie mam łańcuszka-powiedziałam przerażona.
Był dla mnie ważny, dostałam go dawno temu od mamy, która zmarła.
-Musimy go znaleźć-powiedziałam.
Razem poszliśmy na górę i przeszukaliśmy cały pokój i łazienkę Cristiano, ale nie było go tam.
-Nie martw się znajdzie sie, może ktoś przez przypadek zabrał go i niedługo odda-powiedział pocierając mnie ręką po plecach.
-Tak myślisz?-powiedziałam smutno.
-Na pewno-uśmiechnął się-a teraz chodź na dół,zamówimy coś na obiad.
-Nieee, ja coś zrobię!-oznajmiłam.
-Chcesz mnie otruć? żebym już nigdy nie zagrał?-zaśmiał się.
-No wiesz, taka prawda,że kibicuje Barcelonie- powiedziałam śmiejąc się.
- Wszystko jasne, zapamiętam sobie to!-krzyknął wytykając mnie palcem.
Poszliśmy do kuchni, Cristiano przygotował herbatę a ja zobaczyłam czy ma coś w domu z czego dałoby się coś ugotować. Nie byłam świetną kucharką, to już wiecie, ale przecież mogę spróbować. Chwyciłam kurczaka z lodówki i podgrzałam go na patelni, dorzuciłam do niego ugotowany ryż, dodałam trochę pomidorów i brokułów i zaniosłam do salonu.
-No proszę, nie spaliłaś mi domu-powiedział dumnie Cristiano
-Bardzo zabawne-stwierdziłam wystawiając mu język.
Zjedliśmy, i okazało się, że już czas aby jechać do Valdebebas.

                                                                   ***

Cristiano wysiadł z auta pierwszy, obszedł auto dookoła i otworzył mi drzwi.
-Dobra, ja będę już szedł bo nie mam dużo czasu-powiedział i machając ręką pobiegł w stronę wejścia.
Spokojnym krokiem szłam za nim, kiedy zobaczyłam opartego o swój samochód Arbeloę
-Proszę proszę-powiedział wkurzony krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-O co chodzi?-powiedziałam poważnie.
-To już na tym etapie jesteście? Myśle, że Irina nie byłaby zadowolona gdyby się dowiedziała.
-Nic między nami nie zaszło, po prostu mnie tu przywiózł i tyle-skrzywiłam się.
-Oczywiście, jak zwykle udajesz, że nic się nie stało-odwrócił się i poszedł.
Przebrałam się w szatni i wychodząc z niej natknęłam się na Ramosa. Nie miałam pojęcia jak się wobec niego zachować, patrząc na to co między nami wczoraj zaszło. Byłam wściekła, że mnie wykorzystał, ale nie chciałam się kłócić, mimo wszystko zachowałam się przecież jak zwykła dziwka.
-Cześć mała-powiedział i pocałował mnie namiętnie w policzek.
Rozglądnęłam się dookoła by sprawdzić czy nikogo nie ma i ciągnąc go za koszulkę odciągnęłam go na bok.
-Nie zapędzasz się trochę?-zapytałam, ściskając zęby.
-Eee, nie, nie sądzę-odpowiedział mierzwiąc prawą ręką swoje włosy
-Aha, nie wiesz? To ci przypomnę, o to co wczoraj się stało.
-Aaaaa-zaśmiał się-czyli teraz mnie o to będziesz obwiniać?-zapytał ironicznie
-Wykorzystałeś to, że nie panowałam nad tym co robię.
-Czyli nie pamiętasz już jak krzyczałaś wczoraj moje imię i błagałaś o więcej?-przygryzł wargę.
-Nie bądź bezczelny-krzyknęłam.
-Przestań obwiniać za swoje błędy wszystkich dookoła, zauważ je w końcu u siebie-odwrócił się i ruszył w stronę boiska.
Cholera by go wzięła. Nie będzie mnie pouczał co mam robić. Poszłam do magazynu i wyciągnęłam sprzęt do ćwiczeń, zanosząc go na boisko zobaczyłam, że piłkarze i Mou mają coś w rodzaju zebrania. Podeszłam bliżej aby dowiedzieć się, o co chodzi.

-Więc cały przyszły tydzień będzie z nami tutaj trenować ekipa z Barcelony-rzekł Mourinho.
-Świetnie-powiedział Arbeloa przewracając oczami.
-A spróbujcie się źle wobec nich zachowywać, to zobaczycie jaka będzie kara-dodał trener-a teraz wracajcie do rozgrzewki. Chłopcy stali dalej w grupie i dalej rozmawiali o tym co trener przed chwilą im powiedział.
-Hej ślicznotko!-zawołał mnie Ramos, a cała grupa nagle na mnie spojrzała.
Podeszłam do nich.
-Przez przypadek zerwałem go wczoraj zębami-mruknął, wyciągając mój łańcuszek z kieszeni.
Specjalnie włożył go do treningowych spodenek, żeby mógł zrobić to przy kolegach, prostak. Podeszłam bliżej i wyrwałam mu łańcuszek z ręki.
-Nawet nie podziękujesz?-spytał oburzony.
-Dziękuje-powiedziałam nawet sie nie odwracając w jego stronę,czułam ich wzroki wbite we mnie, całej drużyny. Czułam się upokorzona.
-Nie tak, ładniej, wiesz jak-powiedział bezczelnie się śmiejąc.
-Jesteś ohydny-krzyknęłam, odwracając się zobaczyłam Calettiego który stał ze skrzyżowanymi rękami na klatce, w jego oczach widziałam smutek.
-Jose, proszę cie..-powiedziałam smutno.
-Będziemy rozmawiać w domu, teraz mam trening- powiedział wkurzony i dołączył do biegających kolegów.
Tylko tego mi teraz brakowało. A dzień zaczął się tak świetnie...








Czekajcie na następny rozdział bo kto wie, może losy bohaterów zostaną pokrzyżowane przez ekipę z Barcelony?
Pozdrawiam :*