czwartek, 31 stycznia 2013

4.

Koło 9 wstałam i wkładając na siebie szlafrok zeszłam do kuchni gdzie siedział Jose i ku mojemu zdziwieniu, jego dziewczyna, Marta...w piżamie.
 -Cześć księżniczko-uśmiechnął się.
 -Dobrze się bawiliście wczorajszej nocy?-zaśmiałam się-dobra, nie odpowiadaj, chyba nie chcę znać odpowiedzi.
 -Cześć Laura, miło cię widzieć-usłyszałam ciepły głos Marty.
 -Witaj-uśmiechnęłam się-zostało trochę kawy dla mnie? W miłej atmosferze zjedliśmy "rodzinne" śniadanie, śmiejąc się i rozmawiając.
Ta chwila pozwoliła mi na moment zapomnieć o wczorajszej rozmowie z Jose przez którą czułam się trochę skrępowana, ale stanowiła również drobną odskocznię od moich problemów. Jose wyszedł na chwilę zostawiając mnie samą z Martą.
 -Ej mała, masz już jakieś ciuchy na imprezę urodzinową Cristiano?-zapytała Marta-wiem,że to za tydzień, no ale teraz mamy weekend, w tygodniu nie będziesz w stanie nic kupić
 -Nie, nie mam, nawet nad tym nie myślałam, nie wiem nawet czy pójdę, wiesz, a Ty?-słysząc "Cristiano" automatycznie zaczęły pocić mi się ręce.
 -Co się tak podenerwowałaś?-zaśmiała się-nawet nie chcę słyszeć, że nie idziesz, nie ma takiej opcji, nie wygaduj głupot!
 -Nie, naprawdę, nie wiem..nawet nie mam z kim iść.
 -Jak to nie? Pójdziesz ze mną i z Jose, przecież nie trzeba mieć pary mała-powiedziała gładząc mnie ręką po plecach. -Sama nie wiem, daj mi się jeszcze zasta...
 -Nie ma zastanawiania, ubieraj się i póki mamy czas to jedziemy kupić jakąś sukienkę, szybciutko!-nawet nie dała mi dokończyć. Po chwili już ubrane stałyśmy pod drzwiami.
 -Gdzie wy się wybieracie?-spytał zaskoczony Jose.
 -Do galerii, takie małe damskie zakupy-powiedziała Marta, mrugając okiem-nie martw się misiu, odstawię ją na czas do domu albo od razu do Valdebebas!
Nie minęło 20 minut a my stałyśmy już na parkingu El Jardin de Serrano-jednej z madryckich galerii.
 -Więc, miałaś być w ciąży, tak?-zapytałam głupio.
 -Słoneczko, nie planowaliśmy tego, nie miałam okresu, a prowadzimy dosyć aktywne życie seksualne,co miałam sobie pomyśleć? To były tylko spekulacje, choć w sumie to nie twój interes.
 -Tak, wiem, przepraszam, nie powinnam się wtrącać, po prostu rozmawiałam wczoraj z Jose i chciałam wiedzieć co ty byś zrobiła w tej sytuacji.
 -A co miałabym zrobić? Urodziłabym nasze dziecko, nie ma nic do gadania.
 -Tak po prostu? Chyba żadne z was nie byłoby gotowe,żeby wiesz..
 -Żeby co? Wychowywać dziecko? Przecież urodziłam już jedno, wiem jak je wychować. Może po prostu chodźmy już do tej galerii, co?-zapytała z podniesionym tonem
 -Jasne, przepraszam.
 Mimo małej sprzeczki w wyborze sukienki pomagała mi jak starsza siostra. Przeszłyśmy wzdłuż i wszerz, całą galerię, dwa razy, moje nogi po mału odmawiały mi posłuszeństwa, ale Marta najwidoczniej jeszcze się nie zmęczyła.
 -Chodźmy jeszcze do Gucciego! Tam na pewno znajdziemy cos pięknego i subtelnego dla ciebie!
 -Marta, proszę, przecież tamte sukienki które przymierzałam był idealne!
 -Nie nie, nie gadaj, chodź, szybciej!
 Co jak co ale zakupoholiczką to ona chyba jest. Kolejne godziny spędzone w Guccim i innych drogich sklepach sprawiły że miałam ochotę zwymiotować tymi pieniędzmi, sukienkami, butami i całą tą galerią handlową.
 -Laura! Przymierz to, to jest chyba to czego szukałam!
 -Ale Marta,spokojnie, nie musisz tak krzyczeć-zaśmiałam się.
 -Przepraszam, ale podekscytowałam się, bo to jest idealne dla ciebie! Szybko, przymierz to.

 Marta miała totalnie odmienny gust od mojego, ale ku mojemu zdziwieniu ta sukienka przypadła mi do gustu. Minutę później wyszłam z przymierzalni ubrana.
 -Laura...przepięknie wyglądasz, naprawdę! Sukienka podkreśla twoją cerę, szczupłą figurę, odzwierciedla cie, idealnie!
 -Tak? Dziękuje-podziękowałam, chociaż nawet nie miałam pojęcia jak sukienka może odzwierciedlać moje wnętrze, poza tym,ty tylko zwykłą sukienka, cóż, najwidoczniej Marta traktuje ubrania trochę inaczej.
 -Dobrze, ściągnij ją i chodź, będę czekać przy kasie.
 Po godzinach wspólnych polowań na tą sukienkę w końcu udało nam się coś kupić, obydwóm nam się spodobało, mimo wszystko uważam, że są to pieniądze wyrzucone w błoto. Na koniec poszłyśmy na kawę i poplotkowałyśmy, miło spędziłyśmy czas ale musiałam wrócić do rzeczywistości i jechać do Valdebebas. W mgnieniu oka byłam w domu, ale czas tak bardzo mnie gonił, że chwyciłam tylko torbę z ciuchami na przebranie i od razu wyszłam.


                                                                ***


-Laura, chodź tutaj!- usłyszałam głos Mourinho
 -tak, trenerze? coś się stało?
 -Nie nic poważnego, nie denerwuj się, po prostu chciałem ci powiedzieć, że możesz dzisiaj asystować naszej dziennikarce kiedy będzie przeprowadzać wywiad z Mesutem.
 -Naprawdę? czy sobie trener żartuje?
 -Nie, nic z tych rzeczy- szeroko się uśmiechnął.
 -Naprawdę, bardzo panu dziękuje, nie wiem jak mam się odwdzięczyć.
 -Możesz po prostu zostać w przyszłości naszą klubową dziennikarką, wystarczy-zaśmiał się.
 Wystarczy? Chyba chciał powiedzieć "aż tyle" cóż, tak czy owak byłam mu wdzięczna, w końcu mogłam zrobić coś co mnie interesuje a Mourinho? Zachowuje się jak mój wujek, jest sympatyczny i wierzy we mnie, tutaj na treningach, jest całkiem inny niż piszą o nim madryckie czasopisma.
 Wywiad z Mesutem był czystą przyjemnością, siedziałam tylko z boku i przyglądałam się pracy dziennikarki. Notowałam zwroty, pytania które zadaje, czułam się jakbym wróciła do liceum i uczęszczała właśnie w jednej z lekcji. Potem udało mi się zamienić parę zdań z Ozilem, z trudem, bo jego angielski jest kiepski ale przecież zawsze się jakoś dogadujemy. Na końcu odbyłam rozmowę z moją "nauczycielką" która udzieliła mi paru cennych wskazówek na przyszłość, zaprosiła mnie również, żebym zaglądała tutaj częściej.

 Całą w skowronkach szłam korytarzem do swojej szatni aby się przebrać kiedy ktoś wciągnął mnie za rękę do innego pomieszczenia. Była to szatnia piłkarzy, pusta, światło zgaszone.
 -Chodź tu do mnie- usłyszałam męski głos.
 -Alvaro?!-zdziwiłam się-przestań, chcę wrócić do domu
 -Oj, wcale nie chcesz słońce
 -Skończ ten cyrk i zapal światło, proszę.
 -Przestań się wygłupiać, wiem, że tego chcesz, wczoraj w nocy też tego chciałaś.
 Nie dając mi dojść do słowa złączył nasze usta i zaczął mnie namiętnie całować. Włożył ręce pod moją koszulę i z dużą siłą przycisną mnie do ściany. Nie potrafiłam się mu oprzeć i ściągnęłam z niego koszulkę. Kiedy jego ręce wylądowały przy moim rozporku nagle klamka się poruszyła a światło się zaświeciło. W drzwiach z miną naprawdę grobową stał nie kto inny jak Cristiano Ronaldo.





 Przepraszam,że taki krótki rozdział ale jakoś nie mam weny, musiałam jednak napisać bo przecież nie mogę Was zaniedbywać. Piszcie opinię i zastrzeżenia i proszę,komentujcie bo to naprawdę motywuje do pisania! ;) Pozdrawiam :*

czwartek, 24 stycznia 2013

3.

Mimo, że mecz Realu nie szedł w najlepszym kierunku można było zauważyć potężne wsparcie kibiców. Wynik 2:2 nie spełniał oczekiwań chłopaków z Realu jeśli chodziło o 82 minutę meczu. Barcelona nadal silnie napierała w naszym polu karnym. Po okropnym faulu Fabio na Messim, sędzia zarządził rzut karny a Coentrao wyleciał z boiska po otrzymaniu czerwonej kartki. Real kończył mecz w dziesiątkę, na domiar złego Ikerowi nie udało się obronić perfekcyjnego strzału z 11 metrów. Mecz w świątyni Królewskich zakończył się wynikiem 3:2 dla Barcelony, a Real stracił kolejne punkty.Smutek wymalowany na twarzach piłkarzy był nie do opisania, siedziałam na trybunach z głową schowaną w dłoniach, nie mogąc uwierzyć w to co się właśnie stało.Mimo wszystko kibice dawali z siebie wszystko i porażkę Realu obdarowali solidnymi brawami. Szybko wyszłam z sektoru i poszłam do pokoju się przebrać. Zdjęłam z siebie koszulkę z logiem, czapkę i szalik włożyłam do szafki. Zgrabnym ruchem wyciągnęłam ręcznik i płyn od kąpieli. Żwawym krokiem udałam się pod zimny prysznic, musiałam ochłonąć.Susząc włosy zastanawiałam się czy dobrym pomysłem byłoby pójście do chłopaków,ale jednak z tego zrezygnowałam. Wzięłam torebkę, zamknęłam szafkę i wyszłam z szatni. Szłam przez korytarz rozplątując słuchawki od iPhona, wtedy zerknęłam do szatni chłopaków, ponieważ drzwi był uchylone. Ku mojemu zdziwieniu szatnia była pusta. W tak szybkim tempie? Chyba naprawdę nie byli w humorach. Wyszłam przed stadion zmierzając w stronę parkingu kiedy poczułam lekkie stuknięcie na plecach. -Hej mała-usłyszałam zrezygnowany głos Arbeloi- chyba twój brat-szofer, zwiał bez ciebie, zgadza się?- zapytał lekko się uśmiechając. -Niestety zgadza się-odpowiedziałam uśmiechem, nie mogłam być dla niego nie miła kiedy był w takim stanie, zrobiło mi się go szkoda, a przecież kiedyś łączyło nas coś więcej niż zwykłe "cześć". -Podwieźć cię?-mruknął cicho, jakby był niepewny. -Jeśli tylko nie masz ochoty po prostu wrócić do domu i położyć się zamiast mnie podwozić-zaśmiałam się. -Nie mam nic lepszego do roboty, nie mam humoru-powiedział zrezygnowany. Ten Alvaro z którym właśnie rozmawiałam był całkiem inny od tego łajdaka z poprzedniego dnia, całkowicie mnie zaskoczył. Otworzył mi drzwi do samochodu i przeszedł na drugą stronę aby samemu wsiąść. Jechaliśmy późnym wieczorem,sami, praktycznie pustą autostradą, a gwiazdy na niebie były tak bardzo piękne, błyszczące. -Jesteś głodna? Masz ochotę coś zjeść?-spytał, nie patrząc na mnie. -Mam pomysł, może pojedziemy do Ciebie, ja przygotuje coś smacznego,a ty trochę odpoczniesz?- nie wiem co wzięło mnie na taką propozycję, chyba sama nie zastanowiłam się co robię zanim to powiedziałam. Moje uczucia się mieszały. Sami,razem we dwójkę,poczułam się jak kiedyś, kiedy byliśmy razem, miłe uczucie. Alvaro szczerze się uśmiechnął co chyba oznaczało zgodę. Po 40 minutach zaparkował auto przed domem i wysiadając jako pierwszy otworzył moje drzwi i pomógł mi wysiąść chwytając mnie za rękę. Wchodząc do domu poczułam ten zapach,zapach Alvaro,tak bardzo mi znajomy a jednak bardzo daleki. Jego pieski szybko skoczyły mi do nóg,a ja zaczęłam się z nimi bawić jak za dawnych czasów. Alvaro poszedł odnieść rzeczy do sypialni a ja od razu pomaszerowałam do kuchni. Nie całe pół godziny później weszłam z dwoma talerzami spaghetti do salonu, gdzie przy stole siedział Alvaro, który od razu zaczął się śmiać. -Coś cię bawi?- zapytałam ironicznie -Taak,zawsze to spaghetti, zawsze!-powiedział nie przerywając śmiechu. -Naprawdę bardzo zabawne, dobrze wiesz,że nie potrafię gotować!-skrzywiłam się. -Dobrze,już dobrze, kocham twoje spaghetti, wiesz o tym. Czas spędzony przy kolacji minął niezmiernie szybko i bardzo miło, wspominaliśmy,śmialiśmy się. Poszłam do kuchni odnieść talerze, kiedy wkładałam je do zlewu poczułam jak Arbeloa owinął swoje ręce wokół moich bioder, a swój podbródek oparł na moim ramieniu -Naprawdę polepszyłaś mi humor-wyszeptał mi do ucha. -Cieszę się-powiedziałam uśmiechając się. W tym samym momencie poczułam delikatny pocałunek na swojej szyi. Przeszły mnie ciarki. Alvaro zwinnym ruchem obrócił mnie tak abyśmy widzieli siebie nawzajem i nie zastanawiając się dłużej złożył długi pocałunek na moich ustach, który oddałam. Próbowałam walczyć z pożądaniem,ale nie dałam rady. Nawet nie zauważyłam kiedy znaleźliśmy się w sypialni, nie przerywając pocałunków które z czasem stawały się coraz bardziej nachalne i seksowne. Jego język znalazł się głęboko w moich ustach a ręce powędrowały na biodra gdzie zwinnie rozpiął rozporek moich spodni. Nawet się nie zastanawiając zrobiłam to samo i zwinnie ściągnęłam z niego koszulkę od razu poruszając rękami po jego nagim torsie z góry na dół. Arbeloa pchnął mnie na łóżko i sekundę później leżał już na nim ze mną dotykając mnie wszędzie gdzie tylko chciał. Leżąc na mnie całował mnie po szyi i jedną ręką rozpiął zamek mojego stanika zdejmując go ze mnie i rzucając na podłogę. Pocałunki z szyi przenosiły się coraz niżej i niżej,całował mnie po dekolcie, piersiach i brzuchu co podnieciło mnie tak bardzo,że moje plecy wygięłam w łuk. Kilka chwil później już seksownie jęczałam mu do ucha przy każdym jego wepchnięciu.Co chwilę przyspieszał a ja byłam tak podniecona,że z każdym następnym ruchem jego bioder wbijałam mocniej paznokcie w jego plecy.Kochaliśmy się tak bardzo długo, po tym jak obydwoje doszliśmy, zmęczeni szybko zasnęliśmy. Rano obudziłam się pierwsza, chwytając pierwszą lepszą koszulę z szafy Arbeloi zarzuciłam ja na moje nagie ciało i powędrowałam do łazienki aby się przemyć, wróciłam po torebkę w której miałam rzeczy niezbędne do makijażu i idąc na palcach przez sypialnię chwyciłam bieliznę z wczoraj. Pod prysznicem próbowałam dojść do siebie po wczorajszej nocy, próbowałam przypomnieć sobie jak mogłam pozwolić by do tego doszło. Wytarłam się ręcznikiem,z mokrą głową, ubrałam bieliznę i zarzuciłam na siebie wcześniej wyciągniętą koszulę Alvaro. Ruszyłam w stronę kuchni i zrobiłam sobie kawę. Nie musiałam długo czekać aż w pomieszczeniu pojawił się uśmiechnięty chłopak bez koszulki, w samych bokserkach. -Cześć słoneczko-powiedział po czym pocałował mnie w policzek. Robiąc sobie kawę, dosiadł się do stolika przy którym siedziałam. -Wczoraj...byłaś niesamowita-mruknął -Przestań-parsknęłam -O co chodzi?-zapytał robiąc zdziwioną minę-wczoraj byłaś bardzo chętna,już nie pamiętasz? -Możesz się zamknąć?-krzyknęłam- od razu ci powiem, nie jestem zadowolona z tego co wczoraj zrobiłam, zrobiliśmy, i obiecuję ci, że to się więcej nie powtórzy. Nie wiem co we mnie wstąpiło, naprawdę. Alvaro wstał i obejmując mnie zbliżył swoje usta do mojego ucha lekko je przygryzając -Po prostu nie możesz mi się oprzeć, tęskniłaś za tym, za mną, za moim oddechem, zapachem, za naszym seksem, nawet do tego nie potrafisz się przyznać. Szybko wstałam, poszłam do sypialni, ubrałam wczorajsze spodnie i koszulkę i chwytając torebkę szybko wyszłam z mieszkania. Przed drzwiami zorientowałam się,że nie mam jak wrócić do domu. Alvaro wybiegł za mną. -Ty jesteś temu wszystkiemu winien, ty to rozplączesz- powiedziałam pokazując na niego palcem. -Czyli co zrobię? Znowu cię przelece moja mała? -Nie kurwa. Odwieziesz mnie do domu. I przestań tak do mnie mówić, nie jestem mała, a na pewno nie TWOJA- wrzasnęłam. -O tym się jeszcze przekonamy-stwierdził optymistycznie. *** Zdenerwowana otworzyłam drzwi modląc się o to aby Jose jeszcze spał, nie miałam zamiaru mu się z niczego tłumaczyć. Zdjęłam buty i na palcach przemknęłam przez kuchnie, doszłam już do schodów prowadzących do mojego pokoju -Gdzie byłaś całą noc?-usłyszałam głos brata. -Nie twój interes -Właśnie,że mój, więc odpowiedz jak się pytam-zrobiło się nie miło. -Ty mi się nie zwierzasz, to dlaczego ja mam to robić? Zmień swoje relację ze mną, ja zmienię swoje, koniec-biegiem weszłam schodami do pokoju. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie chciałam na niego krzyczeć, ani się kłócić, ale co miałam mu powiedzieć? "Spędziłam cudowną noc z Arbeloą, sory, że nie zadzwoniłam"? Nawet nie chciałam wyobrażać sobie jego reakcji bo przecież jestem jego "małą siostrzyczką" i nie przystoi mi uprawiać seksu z jego przyjacielem. Nie,nie chciałam o tym myśleć. Zadzwoniłam do Sary i przełożyłam warsztaty bo naprawdę nie miałam siły ani ochoty na nie jechać. Do pory obiadowej leżałam na łóżku ze słuchawkami w uszach, nagle poczułam ugięcie łóżka i wystraszona wyjęłam słuchawki. Zobaczyłam Calettiego który położył się obok mnie. -Wtedy w hotelu, byłem nie miły, przepraszam. Myśleliśmy z Martą,że jest w ciąży. Totalnie mnie zatkało i nie wiedziałam co powiedzieć. Jose tatą? Szok. - iii? -spytałam zaciekawiona. -Nic, fałszywy alarm. Po prostu chyba nie mogłem sobie poradzić z myślą,że mógłbym zostać ojcem. Chodziłem cały podenerwowany, jak ty kiedy masz okres-zaśmiał się -Nie śmieszne-powiedziałam,ale jednak się uśmiechnęłam-myślę, że byłbyś idealnym ojcem Jose. Przecież wychowujecie już dziecko, dlaczego tak przestraszyłeś się że miałbyś drugie? -Bo to dziecko byłoby moje, nie wiem po prostu, dziwne uczucie. Poczułam, że brat naprawdę mi ufa i że wziął moje wcześniejsze słowa do siebie, chciał poważnie porozmawiać. -Nie martw się, Marta zawsze będzie z tobą, nie ważne co by się działo, nie mógłbyś jej zostawić w takim stanie, kochasz ją. -Oczywiście, najbardziej na świecie-odpowiedział-no i Ciebie też, żebyś nie była zazdrosna księżniczko! -Haha, ja ciebie też. -przez chwilę milczałam- chyba kocham Cristiano- w końcu, w końcu udało mi się to wyrzucić z siebie, powiedzieć jeszcze komuś, oprócz Sary. Jose aż wstał ze zdziwienia -Że co?!-odkaszlnął-tego Cristiano? Cristiano Ronaldo? -tak- powiedziałam spuszczając głowę. Jose wydawał się być naprawdę zaskoczony ta informacją, zatkało go. Cóż, udało mi się powiedzieć mu o Cristiano, ale o wczorajszej nocy nie dam rady. -Może zejdziemy coś zjeść?-zapytałam -Nie chcesz o tym porozmawiać? o Crisie? -Nie, nie chcę, po prostu chciałam żebyś wiedział, nie komentuj jeśli możesz. -Okej, jeśli tego chcesz, może kiedyś zmienisz zdanie-nie wydawał się być zdziwiony tą decyzją- chodź zjemy coś. Standardowo, piszcie czy się podobało, jakieś zastrzeżenia jeśli takie posiadacie, chętnie posłucham co mam zmienić, więc śmiało. ;) Obserwujcie mnie na tt, piszcie opinie i dawajcie swoje blogi w komentarzach. Pozdrawiam :* twitter: ohhmyCristiano

czwartek, 10 stycznia 2013

2.

Jutro jeden z najważniejszych dni dla zawodników Realu, a także dla nas-madritistas-wszystkim znane Gran Derbi. Zgrupowanie zaczyna się dzisiaj o 20:00 w hotelu. Jak myślę o nocy w hotelu w którym jest Cristiano to robi mi się gorąco, ale będzie też Alvaro, automatycznie robi mi się niedobrze. Zajęcia u Sary przełożyłam na wcześniejszą godzinę,aby ze wszystkim się wyrobić. Wcześnie z rana odbyłam warsztaty a Jose dzisiaj też wyjątkowo wcześnie pojechał na trening. Prosto od Sary pojechałam do chińskiej restauracji, zamówiłam kurczaka gong-bao na wynos razy dwa, bo braciszek oczywiście też będzie głodny. W pośpiechu wsiadłam do auta i wróciłam do domu, moje zdolności jazdy samochodem można porównywać do umiejętności prawdziwego rajdowca, może dlatego tyle pieniędzy tracę na te cholerne mandaty. Zaparkowałam auto w garażu, zamykając drzwi oczywiście przytrzasnęłam moją nową torebkę...Stałam pod drzwiami szukając kluczy a kiedy w końcu miałam je w rękach, niezdarnie wypuściłam je na bruk. Nagle ktoś otworzył drzwi.
-o, Jose, uprzedziłeś mnie- powiedziałam szeroko się uśmiechając i podając mu od razu siatkę z gorącym obiadem. 
-Taką niezdarę jak ty słychać nawet z piętra, księżniczko. 
-Od kiedy Cię tak bardzo żarty trzymają?- powiedziałam troszkę podirytowana.
Potykając się o próg drzwi weszłam do mieszkania trzaskając za sobą drzwiami. Szybkim krokiem weszłam kręconymi schodkami na górę, zostawiłam torebkę i z powrotem zeszłam na dół. 
-Spakowana?-zapytał Caletti. 
-Jeszcze nie, ale chyba jest jeszcze trochę czasu prawda? 
-Tak, ale myślałem, że wcześniej to zrobiłaś, w końcu dziewczyny pakują się 5 godzin to mogłabyś mieć to już za sobą bo ja na Ciebie czekać nie będę, najwyżej sam pojadę.
-Co cię nagle ugryzło?
-Nic, jedz bo ci wystygnie.-odparł obrażony.
Włożyłam brudne naczynia do zmywarki i poszłam się pakować. Oczywiście wyjazd który właściwie nie jest żadnym wyjazdem powinien obrać tylko małą walizeczkę ale ja to ja, zapakowałam tyle ciuchów jak na cztery dni, nie na jeden.  Podczas pakunku zastanawiałam się czemu Jose był taki obrażony, ale nic sensownego oprócz kłótni z jego dziewczyną, Martą, nie przyszło mi do głowy. Dopięłam walizkę i szybko wskoczyłam pod prysznic. Woda delikatnie spływała po moim ciele a ja wyobrażałam sobie, że jest tu ze mną Cristiano który właśnie subtelnie całuję moją szyję a jego ramiona oplatają moje plecy. Nie zajęło to dużo czasu zanim zorientowałam się, że minęło już ponad 45 minut od mojego wejścia do łazienki. Wychodząc z prysznica poślizgnęłam się, ale na szczęście nie upadłam.
-Ale ze mnie ofiara!-wrzasnęłam.
Ubrałam świeże ciuchy, zrobiłam delikatny makijaż i chwytając rączkę od mojej walizki na kółkach wyszłam z pokoju. Schodziłam schodami a walizka waliła kółeczkami o każdy schodek.
-Czy ty nie potrafisz nawet ze schodów znieść tej cholernej torby?!
-Jose, uspokój się, nie wiem co dzisiaj w Ciebie wstąpiło, ale swoje problemy osobiste wyładuj na kimś innym niż twoja siostra, dobrze?-powiedziałam podniesionym tonem.
-Przepraszam. Gotowa?
-Jak najbardziej-stałam się bardziej łagodna,gdyż rzadko podnosiłam głos na brata,a jeśli już to robiłam, było mi mega głupio i miałam potem wyrzuty sumienia.
To pół godziny do hotelu jechaliśmy w zupełnej ciszy, nie wymieniliśmy ani jednego słowa. 
-Jesteśmy-powiedział Jose.
-O to jednak potrafisz mówić, miło. 
Jose tylko popatrzył na mnie, uniósł brwi co definitywnie mówiło "ale z ciebie idiotka". Wysiadłam z auta i poszłam w stronę bagażnika. Kiedy już przy nim się znalazłam próbowałam go otworzyć, przysięgam, próbowałam, ale za żadne skarby świata ten guzik nie chciał się przycisnąć.
-no cholera jasna!-wrzasnęłam opuszczając w zrezygnowaniu głowę i ręce. 
-Pomóc Ci może?
-Nie!- odkrzyknęłam nawet nie odwracając się, by zobaczyć rycerza który tak bardzo pragnął mi pomóc.  
-a może jednak?-powiedział ciepło, cicho się śmiejąc.
Kiedy się odwróciłam, nie mogłam uwierzyć,że popełniłam tak durny błąd. Tak, to był Cristiano a ja właśnie krzycząc odrzuciłam propozycję jego pomocy. Nogi się pode mną ugięły. 
-Hmm, tak właściwie, to Caletti chyba nie jest w humorze mi dzisiaj pomagać, także, jeśli mógłbyś... to byłoby świetnie-powiedziałam uśmiechając się- emmm.. i przepraszam za tamto, po prost..
-Nie musisz się z niczego tłumaczyć, rozumiem, rodzeństwo, też je posiadam-powiedział Cris szeroko się uśmiechając i odsłaniając jego przepiękne białe zęby. 
Jednym ruchem otworzył mi bagażnik i wyciągając z niego torbę od razu zaproponował, że ją weźmie. Zatrzaskując klapę odwróciłam się i ujrzałam Alvaro, który patrzył na mnie wściekłymi oczami, przeszedł obok mnie.
-Cześć- rzucił zimno, nawet na mnie nie patrząc. 
Nie dotknęło mnie to za bardzo, ponieważ chciałam nasze kontakty ograniczyć do minimum. Szybkim krokiem dogoniłam drużynę idącą w stronę holu. Jakieś 15 minut zajęło trenerom rozdanie kluczy do pokoi i krótkie "przemówienie". Kolacja o 20:30. 
-Więc który numer?-spytał Cristiano chodzący z dwiema torbami-swoją i moją.
-213.-cicho mruknęłam, zrobiło mi się trochę głupio, że robi mi za służka. 
-Idealnie, czyli obok mnie.-mówiąc to wydawał się być bardzo szczęśliwy z tego powodu,ale no przecież ja wszystko co z nim związane wyolbrzymiam, więc tak naprawdę to pewnie wszystko mu jedno. 
Podziękowałam mu bardzo za pomoc i przejeżdżając kartą po rowku otworzyłam drzwi. Pokój był ogromny, 1 osobowy oczywiście, z wielkim podwójnym łóżkiem. Gdybym tylko mogła kiedyś leżeć w takim z Cristiano, byłoby cudownie. Zaczęłam oglądać pokój i widok z okna, a zanim się obejrzałam było już dwadzieścia sześć po dwudziestej. Zmieniając trampki na japonki wyszłam z pokoju zatrzaskując drzwi. Zjechałam windą w której spotkałam Sergio. Cóż nie powiem, że nie czułam się dziwnie w ciasnym pomieszczeniu, dodając do tego to, że niezłe ciasteczko z niego, byłam odrobinkę speszona. Nie wydusiłam z siebie ani jednego słowa, a przecież znaliśmy się bardzo dobrze. Jak na dżentelmena przystało wypuścił mnie przodem idąc za mną do stołówki jak mój własny cień, krok w krok. Kiedy weszliśmy wszyscy już siedzieli przy długim eleganckim stole, na środku stało oznakowanie, że stół ten zarezerwowany jest dla drużyny Real Madrid C.F . Miejsce miałam między Jose a Mesutem, miło nam się rozmawiało i miłym zaskoczeniem była zmiana beznadziejnego humoru mojego brata. Zjadłam jak zwykle nie dużo, z czego chłopcy zawsze się śmieją i jako pierwsza, dziękując wyszłam z jadalni. Wróciłam do pokoju włączyłam wielki plazmowy telewizor i odpaliłam swojego laptopa. Weszłam na swojego bloga, którego poleciła prowadzić mi Sara, na dobre początki i napisałam najnowszy post. Statystyki mojego "internetowego pamiętnika" znów podskoczyły co mnie bardzo ucieszyło. Przebrałam się w piżamę i oglądając jakiś denny program,szybko usnęłam. 
                                                                          ***
Dokładnie o 7 obudził mnie budzik, szybko pozbierałam się, umyłam, przebrałam i umalowałam. Wychodząc z pokoju na śniadanie, nadepnęłam na czyjąś stopę.
-Jezus, przepraszam!- krzyknęłam,odwracając się przestraszona.
-A może nie będziesz zamykać tych drzwi, na środku korytarza cię nie pocałuje-poszkodowanym okazał się być Alvaro. 
-O co ci chodzi? Najpierw jakieś sceny wielkiej zazdrości, a teraz jakby nigdy nic, przychodzisz do mnie z takimi propozycjami? O nie, zapomnij. -rozzłościłam się.
-Daj spokój mała, zawsze to lubiłaś, mamy 6 minut, przeważnie tyle ci wystarczało-powiedział zalotnie mrugając jednym okiem.
W tej chwili poczuł siarczyste uderzenie na swoim policzku i krzywiąc się z bólu, chwycił się za twarz mówiąc:
-Auuch, dalej taka ostra.-mruknął seksownie. 
-Żałosne. 
Zostawiając go na środku korytarza, z czerwonym policzkiem, szybkim krokiem weszłam do windy której drzwi się prawie zamknęły,ale ktoś je przytrzymał. Wchodząc zobaczyłam mojego braciszka, baaardzo zaspanego. 
-Cześć Jose, gotowy na Wasz wielki dzień?-zapytałam uśmiechnięta, udając, że sytuacja przed chwilą zaistniała wcale nie miała miejsca.
-Cześć. To się okaże dopiero późnym popołudniem siostrzyczko-mówiąc to wydawał się bardzo optymistyczny. 
Perspektywa zbliżającego się meczu trochę mnie przerażała, ale starałam się opanować nerwy. W końcu to nie ja gram a przeżywam bardziej niż chłopaki,takie uroki kibica. 









Postanowiłam Gran Derbi rozdzielić na 2 rozdziały, mam nadzieję,że się podoba. Jak zwykle pod spodem w komentarzach możecie pisać uwagi, jeśli jakieś posiadacie. :) 
W niedzielę 13.01 z powodu ferii wyjeżdżam na obóz, także nowy rozdział pojawi się dopiero pod koniec stycznia, miłego czytania! :) 
Piszcie opinie i obserwujcie mnie na twitterze: @ohhmyCrisitano
lub na moim asku : www.ask.fm/cr7wife